Bezsilność: szary człowiek kontra ekolodzy

Ja i ekolodzy mamy sprzeczne interesy. Im jestem biedniejszy, tym lepiej wypełniony jest ich cel. Im lepiej mi się żyje, tym gorzej dla planety. Tak oni uważają.

A skoro to ja jestem problemem, to raczej trudno żeby ekolodzy zrobili dla mnie coś dobrego, sprawili żeby moje życie stało się lepsze.

Ja – szary pracujący człowieczek – jestem dla ekologów najgorszym wrogiem. A oni są najgorszym wrogiem zwykłego pracującego człowieka.

Kiedy byłem młody ekolodzy byli egzotyką. Byli wariatami atakującymi tankowce i przykuwającymi się do drzew. Wydawali się nieszkodliwymi romantykami.

Dziś ekolodzy są u władzy. Ich poglądy są prawem.

Każdego dnia wyciągają oni rękę po kolejny kawałek mojej wolności i kolejne pieniądze których mam coraz mniej.

Moje życie staje się coraz bardziej podporządkowane ich ideologii.

Stworzony przez nich kryzys – nieokreślona katastrofa klimatyczna – jest pretekstem do kontrolowania mojego życia w najdrobniejszych szczegółach.

Kiedy ekolodzy świętują kolejny sukces, szary człowiek zaciska pasa. Ekologia to nic innego niż sztucznie wywołana bieda. Bo biedni emitujemy mniej CO2…

Ekolodzy decydują dziś co jem, w co się ubieram, czym jeżdżę, jak ogrzewam dom. Wymagają ode mnie coraz to nowych poświęceń. Pętla ich zakazów i nakazów coraz ciaśniej zaciska się wokół mojego życia.

Starając się przeżyć muszę robić to czego chcą.

Niczym laboratoryjnego szczura kierują mnie oni w wybranym przez siebie kierunku podatkowymi karami i nagrodami.

Jestem obiektem ekologicznej tresury na niewyobrażalną skalę. Ilość decyzji jakie mogę podjąć kurczy się z dnia na dzień, w miarę jak kolejne aspekty mojego życia oddawane są pod kontrolę ekologów.

Z niewinnej i zupełnie słusznej działalności jaką było chronienie przyrody doszliśmy do totalitaryzmu.

Bo czym innym jest system który chce kontrolować najdrobniejsze szczegóły mojego życia? System który podporządkował moje życie własnemu celowi – „ratowaniu planety”.

System który nie pyta o zdanie, nie znosi sprzeciwu.

Bo mnie nikt nie pytał co o tym myślę. Kiedy ja pytam o powody słyszę że skoro nie rozumiem zawiłych odpowiedzi, to jestem zbyt głupi by ze mną dyskutować.

Że rzeczy o które pytam są oczywiste i nie wymagają dyskusji.

Ekolodzy traktują mnie jak dziecko albo jak kogoś upośledzonego. Traktują mnie z góry jakbym nie miał prawa wiedzieć dlaczego tak a nie inaczej zadecydowali o moim życiu.

Czuję się bezsilny wobec tej wszechwładzy ekologów. Bycie traktowanym przedmiotowo budzi we mnie złość i agresję.

W zasadzie cały polityczny mainstream wspiera ekologiczne idee, czuję się jakbym należał do jakiejś szurskiej mniejszości.

Naprawdę tak mało ludzi ma tego dosyć?

Serio tylko ja tak to widzę? Serio te artykuły w Wyborczej mówiące że Polacy chcą płacić wyższe podatki na klimat i zrezygnować z aut to prawda?

Urodziłem się pod koniec komuny – była bieda. Musiałem emigrować, bo po upadku komuny była jeszcze większa bieda. Dziś mam być biedny, bo ratujemy planetę.

Wygląda na to, że w tym życiu raczej już nie będzie dane mi pożyć. Bo sam fakt że żyję jest dla ekologów problemem. Bo konsumuję, oddycham, żyjąc produkuję CO2.

Marzenia szarych ludzi o domach, samochodach i wakacjach przegrały z wizjonerstwem ludzi którzy chcieli poczuć że robią coś ważnego.

Ratując planetę która prawdopodobnie kompletnie tego nie potrzebuje, skazali większość z nas na biedę lub wegetację.

Ekolodzy odebrali nam przyszłość, dobre życie. Wzamian nie dali nam nic, bo ekolodzy nie mogą niczego ci dać.

Mogą tylko zabierać i niszczyć, bo tak naprawdę nas nienawidzą.

Dodaj komentarz