Jest taka piękna scena w filmie “Rejs”. Przy akompaniamencie idiotycznego śpiewu Poeta schodzi po drabinie wykonująć ekspresyjny taniec. W kajucie pod pokładem przy stole siedzi załoga, która kompletnie nie rozumie o co w tym wszystkim chodzi.
Pewne rzeczy się nie starzeją.
Zamiast tych marynarzy możnaby posadzić dzisiejszych kurierów, kasjerki z Biedronki, kierowców, mechaników, salowe, budowlańców, pracowników fabryk.
Bo to oni dziś tak samo patrzą na lewicę i nie rozumieją nic.
Nie rozumieją, bo lewica już od dawna nie mówi językiem zrozumiałym dla szarego człowieka. Nie zajmuje się też jego sprawami.
Dzisiejsza polska lewica to pasożyt przyklejony do zwykłego człowieka.
Szary pracujący człowiek potrzebny jest lewicy raz na cztery lata podczas wyborów. Bo to wtedy lewica porzuca nagle swoje standardowe zainteresowania i przyjmuje wrażliwą społecznie pozę.
Na lewicowych profilach pojawiają się wyciągnięte z lamusa hasła o mieszkaniach, płacach, prawach pracowników. Zapomniane przez cztery lata ideologicznej wojny grupy zawodowe nagle znów są w centrum troski lewicy.
Na tym blogu dużo piszę o kryzysie mieszkaniowym. Interesuję się tym tematem i mogę ci powiedzieć, że lewica (tak samo jak reszta polityków) o mieszkaniach przypomina sobie tylko w kontekście nadchodzących wyborów. Potem jak reszta szybko zapominają o sprawie.
Liczą na darmowy głos i tyle.
Szarego człowieka lewica traktuje instrumentalnie, ale to nie jedyny ani nawet nie największy jej grzech.
Bo największym grzechem lewicy jest to, że ich interesy są zwyczajnie sprzeczne z interesem zwykłych ludzi.
Czyli to nie jest tak, że nie pomogą. Oni temu zwykłemu człowiekowi będą aktywnie szkodzić, dokładać podatków, wyrzeczeń, obciążeń, zakazów.
Przede wszystkim straci on finansowo, obłożony toną klimatycznych podatków jakie bez opamiętania wymyśla lewica.
Zapłaci jakością życia, bo walcząca o klimat lewica odbierze mu lub utrudni możliwość jazdy samochodem. Bo ta wojna z samochodami to tak naprawdę wojna ze zwykłymi ludźmi…
Własny samochód – to marzenie i jedyny luksus w życiu robotnika – ma mu zostać wyrwany w imię klimatycznych mrzonek lewicy. Nie poprzez zakaz rzecz jasna, lecz poprzez niemożliwe do udźwignięcia koszty, podatki, opłaty.
Straci też bo ludzie którzy mieliby reprezentować jego interesy mają kompletnie inne plany i priorytety. Nie będą więc działać na jego rzecz. Wezmą głos, poklepią po plecach i nie zrobią nic.
Dzisiejszą lewicę interesuje LGBT, walka ze zmianami klimatu, zwierzęta oraz wychowywanie szarych ludzi zakazami i nakazami. Są wrogami zwykłego człowieka którym tak naprawdę pogardzają z intelektualnych wyżyn swej postępowości.
Lewica wie lepiej czy powinieneś napić się po pracy piwa, gdzie i kiedy powinieneś móc lub nie móc tego piwa kupić. Kolejna przyjemność pracującego człowieka pod obstrzałem lewicowych moralistów.
Lewica wie lepiej jak szary człowiek ma żyć, choć nie kiwnie palcem w jego sprawie.
Lewica to także skrajna hipokryzja. Członkowie partii Razem nie zamierzają przesiadać się na rowery ani ponosić kosztów skutków walki z klimatem.
Ty to masz zrobić i jeszcze za to zapłacić.
Oni dalej będą latać na wakacje, mieć samochody i dalej wymyślać niezrozumiałe dla zwykłych ludzi pseudointelektualne farmazony o nieistniejących płciach i towarzyszących im zaimkach.
Na rowerki wsiądą oni jak się zrobi ciepło. Ty będziesz jeździć w zimie i w deszczu.
Na rowery nie zamierza się też przesiadać kokietujący ekologów warszawski ratusz. Urzędnicy uważają że rowery są zbyt niepraktyczne by mogli ich używać do celów zawodowych.
Są za to w sam raz by człowiek pracy dojeżdżał na nich do roboty przez okrągły rok.
Szary człowiek widzący tych powiewających tęczowymi flagami bananowych studentów z iphonami wartości ich trzech miesięcznych wypłat nie czują żadnej wspólnoty.
Widzi on – zupełnie słusznie – przedstawicieli kompletnie innej warstwy społecznej udających kogoś kim nie są.
Co takiego te klimatyczno-tęczowe cudaki mogą mieć wspólnego z taksówkarzem, budowlańcem, spawaczem, pielęgniarką?
O czym mogliby ze sobą choćby porozmawiać będąc od siebie tak odległymi?
Jak ci oderwani od rzeczywistości zwolennicy prohibicji i stuprocentowej weganizacji odnaleźliby się na grillu na działce organizowanym przez kierowcę tira?
Między lewicą a człowiekiem pracy zieje gigantyczna przepaść. Różni ich wszystko. I nic tak naprawdę ich już nie łączy.
Szeroko pojęta lewica zdradziła człowieka pracy. Zostawiła go na pastwę losu zajęta sprawami które człowieka pracy nie dotyczą.
Lewica się zdegenerowała, stała się partią jakiejś surrealistycznej ideologii skupionej wokół tożsamości płciowej, stawiające dobro zwierząt i klimatyczne hipotezy wyżej niż dobro ludzi.
Lewica to także banda tłustych kamieniczników. Jest to w ich przypadku wyjątkowo obrzydliwe, bo do każdych wyborów stają z mieszkaniowymi postulatami na ustach.
Mieszkanie prawem, nie towarem – dobre sobie. Tylko nieśmieszne dla milionów Polaków-niewolników którzy nie mają własnego kąta.
Nie mamy sobie lewico nic do powiedzenia. Został żal i zawód. I nierozwiązane problemy szarego człowieka – kryzys mieszkaniowy, wyzysk, drożyzna, kiepska służba zdrowia i archaiczna edukacja.
I zarabiający krocie śmiejący nam się w twarz kamienicznicy-wyzyskiwacze – jak pani poseł Senyszyn powyżej.
Cóż, ta pani i jej partyjni koledzy nie śmieją się dzięki niewielkiemu gronu wyborców z środowisk LGBT. Oni śmieją się nam w gębę bo zwykli ludzie pracy głosują na tych oszustów.
Nie bądź jednym z nich. Lewica sprzedała ciebie i swoją duszę, ma teraz ważniejsze sprawy.
Patrząc na dzisiejszą lewicę widzę dalszy ciąg przygód bohaterów „Ferdydurke”. Miętus skończył etnografię i już nie chce bratać się z parobkiem.
Zamiast tego będzie organizował temu parobkowi życie. I nam – zwykłym ludziom -też.