W Polsce zabójstwo z premedytacją jest zagrożone efektywną karą do czterech lat więzienia, pod warunkiem że zabójstwo to zostanie dokonane na drodze przy użyciu samochodu. Kara maksymalna to osiem lat, zwolnienie warunkowe można dostać po czterech.
Niedawny wyrok w sprawie Krystiana O. Który na ulicy Sokratesa w Warszawie zabił na pasach kobiecie męża a dziecku ojca potwierdza powyższe ponad wszelką wątpliwość.
Za zabójstwo dokonane innym narzędziem i nie na drodze kara jest surowsza, bo można dostać nawet dożywocie.
Jestem zdania, że jeżeli dobrze się przygotować do popełnienia drogowego morderstwa, to można z niego wyjść kompletnie bez szwanku. W dalszej części posta podaję receptę jak to zrobić.
Ta recepta to nie żart, da się ją wprowadzić w życie, całą lub jej części. Pozwoli to poważnie zmniejszyć prawdopodobieństwo skazania w przypadku gdy uprawiając miejskie wyścigi kogoś zabijesz.
Najpierw zróbmy jednak pewien eksperyment myślowy który pomoże lepiej zrozumieć absurd prawny który można wykorzystać aby całkowicie bezkarnie mordować ludzi na drogach.
Wyobraźmy sobie, że jest taki sport który nazywa się biegi z siekierą. Polega on na bieganiu po mieście i równoczesnym wywijaniu nad głową siekierą.
Biega się po chodnikach, parkach, zatłoczonych placach, centrach handlowych – i wywija siekierą. Robi się to dla zdrowia, by odpocząć od ciężkiego tygodnia pracy, dla relaksu.
Nie trzeba geniusza by przewidzieć, że ta siekiera w końcu trafi w czyjąś głowę. To nie jest pytanie czy, tylko kiedy.
Zapytasz więc pewnie, czy nie możnaby biegać z siekierą gdzieś po lesie, w jakimś odosobnionym miejscu gdzie nikomu nie zrobisz krzywdy? No więc nie można.
Cała zabawa polega na tym, by o milimetr mijać głowy ludzi, przemykać się między nimi, przeskakiwać. Cała zabawa w tym, by widzieć ich wystraszone twarze gdy czują podmuch mijającej ich o włos siekiery.
Czujesz wtedy adrenalinę, czujesz się silny i sprawny. Czujesz że masz władzę i kontrolę, jesteś panem życia i śmierci.
Czy kiedy nieuchronnie w końcu kogoś trafiasz w głowę, jest to nieszczęśliwy wypadek?
Jest jeszcze inny sport: szaleńcza jazda po mieście BM-ką z wyłączonym ABS-em. Jeździ się z prędkością 140 na godzinę ignorując przepisy.
Robi się to żeby odpocząć po ciężkim tygodniu pracy, mieć jakieś hobby.
Nie trzeba geniusza żeby przewidzieć, że to BWM w końcu spotka się z pieszym lub innym autem. To nie jest pytanie czy, tylko kiedy.
Zapytasz pewnie, czy nie możnaby jeździć tą BM-ką po torze wyścigowym, w jakimś odosobnionym miejscu gdzie nikomu nie zrobisz krzywdy?
No więc nie można. Cała zabawa polega na tym, by o milimetr mijać ludzi, przemykać się między autami, przeskakiwać z pasa na pas. Cała zabawa w tym, by widzieć wystraszone twarze kierowców i pieszych gdy widzą mijającą ich o włos BM-kę.
Czujesz wtedy adrenalinę, czujesz się silny i sprawny. Czujesz że masz władzę i kontrolę, jesteś panem życia i śmierci.
Czy kiedy nieuchronnie w końcu rozjeżdżasz pieszego lub powodujesz kolizję z autem, jest to nieszczęśliwy wypadek?
Szczęśliwie dla ulicznych rajdowców – tak.
O ile w przypadku biegów z siekierą sądy nie miałby raczej wątpliwości, to z jakiegoś niepojętego powodu zabicie kogoś na drodze to w najgorszym razie nieszczęśliwy wypadek.
Absurd? Jeszcze większym absurdem jest fakt, że sądy w Polsce widzą między powyższymi przykładami różnicę, czego dowodzi niedawny łagodny wyrok w sprawie Krystiana O który dla zabawy zabił człowieka na ulicy Sokratesa w Warszawie.
Dla amatorów ulicznych wyścigów to doskonała wiadomość, bo wraz z niedawnym wyrokiem zyskali pewność, że co by nie zrobili to będą odpowiadać tylko za wypadek.
No ale ziomek jednak dostał prawie ósemkę nie? Nawet jeśli wyjdzie po czterech za dobre sprawowanie to trochę żal iść siedzieć za jakiegoś frajera. No bo walnął frajera, siedzi jak za człowieka. Głupio.
Mam dla was drodzy rajdowcy dobrą wiadomość. Wasz dobry kolega Krystian dostał tą prawie ósemkę (de facto czwórkę) zupełnie wyjątkowo i przez własną głupotę.
Bo nawet jeżeli zabijesz jakiegoś frajera na drodze, to nawet tych maksimum czterech lat za kratami można bezproblemowo uniknąć.
Oto jak to zrobić:
Jak mordować pieszych i uniknąć kary
Ten cały Krystian został w ogóle skazany bo sprawa stała się publiczna, a poza tym było jasne że jechał dla zabawy – więc i zabił dla zabawy.
Zabicie człowieka na drodze dla zabawy może nawet Polsce skończyć się źle, choć oczywiście lepiej zabijać samochodem na drodze niż siekierą w parku.
Bo w pierwszym przypadku mamy wypadek, w drugim zabójstwo.
Dlatego jeśli lubisz miejskie wyścigi, to oprócz tuningu i wyłączonego ABS-u musisz zadbać jeszcze o jedną rzecz: dobre alibi.
Nie bądź głupkiem jak Krystian O. Bądź profesjonalistą. Jeżeli podejmujesz ryzyko biorąc udział w wyścigach, to przygotuj się na to że coś pójdzie nie tak.
Ja nie mówię mistrzu kierownicy że ty coś zrobisz nie tak. Ale jakaś idiotka z dzieckiem wtargnie na przejście, jakiś palant nie zdąży zjechać. Nie wszystko zależy od twego talentu i umiejętności.
Nie chcesz chyba siedzieć za głupotę innych ludzi jak Krystianek?
Nie chcesz chyba jak Krystek przez cztery lata tylko oglądać miejskich wyścigów na laptopie w celi bo jakiś głupek nie zdążył odskoczyć?
Nie? To przemyśl taką sytuację:
Wyobraź sobie że na ulicy Sokratesa ojca rodziny morduje na przejściu przedstawiciel handlowy. Fakt – nie działał mu ABS w aucie bo nie miał kiedy jechać do warsztatu. Spieszył się do klienta no i nieszczęście. Biedaczyna nawet większy od Hajto bo nie celebryta.
No jechał te prawie 140 ale w pracy go cisną i musi objechać iluś tam klientów dziennie, ma kredyt i dzieci, leczy się na spowodowaną mobbingiem depresję, no ofiara systemu po prostu.
Znając wcześniejsze orzecznictwo naszych sądów, gościu dostałby zawiasy i tyle. Nie byłoby żadnej afery medialnej która doprowadziła Krystka O do bezprecedensowo surowego jak na polskie sądy wyroku.
Gazeta Wyborcza rozpisywałaby się najwyżej jak to mobbing w pracy doprowadził biednego przedstawiciela do zabicia człowieka, ruszyłaby akcja stop mobbingowi. Sprawca stałby się ofiarą. I w ten prosty sposób wywinąłby się z morderstwa – co nie do końca udało się Krystianowi.
Efektywność wszelkich przeprosin i obiecanek już po wypadku może być różna, bo wiadomo że starasz się wywinąć od wyroku tak jak pan radny z Radomia, Piotr Kotwicki (pirat drogowy z bogatą kartoteką).
Dlatego jeśli wyścigi uliczne to twoje życie i traktujesz to hobby poważnie, bądź profesjonalistą.
Zabezpiecz się na wypadek przypału. Działaj zanim coś się stanie.
Pierwsza rzecz jaką powinieneś zrobić, to iść do lekarza żeby zdiagnozował u ciebie depresję. Opowiadaj o problemach w pracy, ciśnieniu, stresie, mobbingu. Niech ci przepisze leki a ty je regularnie wykupuj. Oczywiście nie żryj tego cholerstwa.
Zrób kilka kursów doskonalenia dla kierowców. Nie żadne rajdowe, tylo takie doszkalające. Rób je co jakiś czas.
Niech znajomy (najlepiej z branży motoryzacyjnej) zatrudni cię fikcyjnie jako przedstawiciela handlowego. Papierologia musi się zgadzać, musisz też odwiedzać jakichś klientów żeby cię znali i mogli potwierdzić że pracujesz, ta legenda musi być możliwie solidna.
Wtedy nawet najbardziej pojechane i stuningowane BMW nie wzbudzi podejrzeń, bo w tej branży będzie czymś zupełnie normalnym. Musisz wyglądać reprezentacyjnie.
Będziesz mieć wiarygodny powód posiadania rajdowego auta.
Możesz sobie je pomalować na pomarańczowo, byle gdzieś było logo firmy twojego znajomego.
Auto musi być firmowe, bo to dodatkowo rozmywa odpowiedzialność za modyfikacje. W razie przypału mówisz że nie wiedziałeś, właściciel firmy mówi że wprowadziłeś zmiany samowolnie. Nikomu tego nie da się jednoznacznie przyklepać i nikt za to nie beknie.
Zadbaj o to, by w samochodzie znajdowały się firmowe papiery, próbki produktów, jakieś stare zwroty, twoje wizytówki – rzeczy które prawdziwy przedstawiciel powinien mieć w aucie.
No i musisz mieć zaufanego klienta który w razie problemów poświadczy, że do niego jechałeś. To wszystko.
Zadbaj żeby twoje media społecznościowe nie zawierały niczego co pozwoliłoby cię powiązać z wyścigami, bo cały misterny plan będzie można obalić gdyby ktoś pogrzebał.
Tak przygotowany, cokolwiek byś nie nawywijał, odpowiadasz jako człowiek zmuszony okolicznościami do niebezpiecznej jazdy. Jesteś biednym ziomkiem z depresją który zmuszony do pracy jakiej nie da się wykonać w zadanym czasie przekraczał przepisy i spowodował nieszczęśliwy wypadek.
Mało tego, zdawałeś sobie sprawę że jesteś zmuszony jeździć niebezpiecznie, więc na własną rękę robiłeś kursy doszkalające żeby zmniejszyć ryzyko i nie zabić jakiegoś bogu ducha winnego fraje… to znaczy człowieka oczywiście.
W Polsce to oznacza że niemal na 100% wychodzisz z tego jako wolny człowiek.
Nawet jeśli nie wszystkie z tych rzeczy „wejdą” to wątpliwości jakie one zasieją będą interpretowane na twoją korzyść.
Krystian O. też próbował coś tam kwękać o stresie i że auto miało mu pomóc go rozładować po pracy – tyle że nie miał na to papierów. Ty będziesz je mieć, solidne, od lekarza – bo byłeś mądry przed szkodą.
Ja tu nie mówię o skrajnych przypadkach kiedy w końcu kogoś zabijesz. Nawet w pomniejszych sprawach kiedy będą ci próbować zabrać prawko itp – zawsze masz doskonałe okoliczności łagodzące.
Oczywiście powyższego nie musisz wprowadzać w życie w całości. Możesz sobie wybrać kilka elementów – na pewno pomogą w razie problemów.
Sądy nie chcą skazywać za morderstwa drogowe, ale potrzebują okoliczności łagodzących. Potrzebują podkładek żeby usprawiedliwić łagodny wyrok. Im więcej ich sobie naprodukujesz zanim coś się stanie, tym lepiej.
Pomóż sądowi pomóc sobie że tak powiem.
Myślę że lekarz i kursy to jest mało kłopotliwe i do zrobienia niewielkim nakładem czasu. Jak długo nie da ci się przyklepać wyścigów to myślę że powinno wystarczyć.
Przedstawiciel handlowy to jedna z możliwych przykrywek, moża generować jednorazowe powody kiedy np. spodziewasz się że może być gorąco.
Niech do ciebie wcześniej zadzwoni mama czy ktoś bliski – będzie mogła potem zeznawać że się źle poczuła a ty dzielnie jechałeś na pomoc. Billingi potwierdzą że rozmawialiście przed wypadkiem.
W sytuacji zabicia kogoś samochodem niewiele da się zrobić już po fakcie. Oczywiście te efektywne maksimum cztery lata to lepiej niż dożywocie, ale po co marnować sobie życie?
Więc rajdowcu – bądź mądry przed szkodą bo może ci to oszczędzić paru lat w pierdlu. Pomyśl zanim zabijesz.
Będąc dobrze przygotowanym możesz uprawiać swoje ryzykowne hobby bez stresu wiedząc, że nawet jak zabijesz jakiegoś palanta na przejściu, to najprawdopodobniej wszystko będzie dobrze.
To tyle ode mnie, mam nadzieję że pomogłem. Gaz do podłogi i z fartem mordo.
P.S.
Żeby było jasne nikogo tu nie namawiam do przestępstw. Post służy pokazaniu prawnego absurdu który stwarza warunki do nieliczenia się z życiem ludzkim na drogach. Absurdu który czyni nieodpowiedzialnych idiotów bezkarnymi.
Co mi za różnica czy mnie zabiją samochodem czy siekierą? Dla polskiego sądu różnica jest fundamentalna.
Nie dyskutuję tu z sądem i rozumiem że w sprawie Krystiana O. orzekał tak jak nakazuje obecne dziurawe prawo.
Jednak te sprawy śmierci na drodze powracają jak bumerang i erodują już i tak wątłe zaufanie obywateli do sądów.
No i ci wszyscy celebryci wywijający się od odpowiedzialności wyrokami w zawiasach. To się ciągle powtarza.
Staram się tu pokazać, że prawo które inaczej ocenia zabójstwo na drodze i poza nią może zostać łatwo wykorzystane by uniknąć odpowiedzialności w ogóle.
Poza tym ja nie jestem geniuszem zbrodni jak z książek Agaty Christie. Na powyższe pomysły amatorzy wyścigów na pewno już dawno sami wpadli.