Ostatnie uaktualnienie: 24-07-2022
Poniższe pisałem głównie na początku rosyjskiej napaści na Ukrainę, w pierwszych dwóch miesiącach. Minęło pół roku wojny i moje prezentowane poniżej opinie, tezy czy założenia stały się faktami.
Przez wiele lat byłem zaprzysięgłym germanofilem. Od lat uczę się języka niemieckiego, śledzę niemieckie media, oglądam filmy dokumentalne. Znam tamtejszą scenę polityczną.
Od lat planowałem emigrację do Niemiec, uważając, że jest to kraj idealny, kraj gdzie panuje porządek i sprawiedliwość społeczna. Kraj, który uosabia ideały człowieczeństwa.
Kraj, który jest niekwestionowanym liderem nauki, kultury i sztuki. Kraj gdzie dobra praca jest wartością i się opłaca.
Kraj, który jest i powinien być liderem zjednoczonej Europy, a może i czegoś więcej.
Tak właśnie myślałem. Myślałem, bo już tak nie myślę – i zostałem jak głupi z tym niemieckim, jak Jan Himilsbach z angielskim w słynnej anegdocie.
Zmiana moich przekonań trwała około miesiąca, a zaczęła się dokładnie 24-tego lutego 2022, w dniu napaści Rosji na Ukrainę.
Podczas gdy świat z przerażeniem obserwował wyłaniającą się prawdziwą twarz Rosji, ja widziałem jeszcze jedną twarz z której spadła maska: twarz Niemiec.
Niemcy mówią sobie nawzajem nawet przykre rzeczy prosto z mostu. To taka cecha narodowa, z której oni sami są dumni. Uważają że reszta Europejczyków niepotrzebnie owija w bawełnę.
Dlatego – jako człowiek który sporo tej niemieckiej kultury już liznął – ja owijał w bawełnę też nie będę.
Jak Niemcy sprzedały Ukrainę
Kiedy piszę te słowa, wojna trwa już drugi miesiąc, a niemieccy politycy dalej wiją się w wymówkach by nie pomóc Ukrainie. Dopisane po pół roku wojny: sytuacja bez zmian, dalej kręcą...
Chodzi im o dwie rzeczy, których bardzo chcą uniknąć: embagro na gaz i ropę oraz dostawy broni.
W sprawie embarga Niemcy już oblały egzamin z człowieczeństwa. Ta obrzydliwa kalkulacja, która sprawia że nadal robią biznes z ruskimi ludobójcami wyrzuca ich poza nawias cywilizowanych narodów.
Przyjdzie czas rozliczeń niemieckiej kolaboracji z Putinem, jestem tego pewien. Ten smród będzie się za nimi ciągnął przez dziesięciolecia.
Ich wiarygodność jako sojusznika legła w gruzach, kto im po tym wszystkim zaufa? Po tym całym kluczeniu miesiącami? Mieć tych zdrajców za plecami w razie problemów to już kłopot… bo może nie tylko nie pomogą, ale jeszcze zaszkodzą.
Niemieccy politycy wiedzą jak paskudnie to unikanie trudnych decyzji wygląda, więc kluczą jak mogą i co chwila są łapani na krętactwach przez własne i światowe media.
Jest jasne, że są pod olbrzymią presją własnych obywateli i innych krajów, by w końcu jasno opowiedzieć się po jednej ze stron.
Zamiast pomocy i embarga, Niemcy na szeroką skalę uprawiają propagandę i działania pozorowane. Symbolem tego niech będą przesławne hełmy.
Ich własne media dokopują się do coraz to nowych dowodów na to że niemieckie władze planowo nie pomagają Ukrainie.
Że grają na czas.
Równocześnie całkiem sprawna niemiecka machina dezinformacji (niemcy odrobili lekcję i mają własnych troli) sugeruje że niemiecka pomoc jest znaczna.
Nie wiem czy ruscy trolle rzucają się z taką wściekłością na materiały przeciwne Rosji, jak Niemieccy atakują podobne treści dotyczące Niemiec.
Do tego dochodzą zwykli Niemcy, święcie przekonani że ich kraj jest liderem w pomocy… Ukrainie. Tak, Ukrainie a nie Rosji. Skąd im to przychodzi do głowy?
Wielu Niemców wydaje się mieć wrażenie, że cały świat niesłusznie się ich czepia w sprawie Ukrainy.
Zwykli Niemcy często uważają że ich kraj dostarcza Ukraińcom poważne ilości nowoczesnego uzbrojenia – choć w świetle niżej cytowanych publikacji niemieckich mediów, nie jest to prawdą.
Wygląda na to, że władze Niemiec chciałyby zjeść ciastko i mieć ciastko. Móc dalej kolaborować z Rosją, dalej jechać na gapę z NATO i jednocześnie zachować pozycję lidera Europy.
Jeszcze chyba nie do końca zdają sobie sprawę, że tą uprzywilejowaną pozycję w Europie właśnie przegrali.
Nie wiem jak z Zachodem, ale Europy Wschodniej już nie nabiorą.
Trzeba jasno przyznać, że Niemcy nie były nic Ukrainie winne. Nie ma tu mowy o zdradzie. Niemcy Ukrainę cynicznie sprzedały, bo to im się najbardziej opłacało. Kierowali się swoim interesem – mieli prawo.
Mój problem z tym jest taki, że był to skrajnie podły interes. Ten interes zaprzeczył wszystkiemu, w co wierzyłem jeśli chodzi o Niemcy.
Ustalenia które zapewne odbyły się między Rosją a Niemcami w latach 2014-2022 musiały zakładać, że w przyszłej wojnie Niemcy opowiedzą się po stronie Rosji, podobnie jak Białoruś.
Nie militarnie rzecz jasna, lecz jako cichy wspólnik i gwarant niewprowadzania zbyt dotkliwych sankcji oraz możliwie szybkiego powrotu do normalnych relacji z Europą kiedy podbój Ukrainy zostanie zakończony.
Chodziło o powtórkę scenariusza który został już wstępnie przećwiczony po aneksji Krymu w 2014. Niemcom udało się wtedy storpedować sankcje i nakłonić Ukrainę do wielu ustępstw, pomimo że to ona została napadnięta.
Trudno powiedzieć na ile Rosja informowała swych niemieckich sojuszników o dokładnej dacie kolejnej inwazji.
Wywiad USA czy NATO informował ich na pewno, Rosjanie – tylko być może. Z Rosją Niemcy łączy sojusz ekonomiczny a nie wojskowy.
Niemcy na pewno wiedzieli co nastąpi i byli przygotowani. Jak to oni, mieli plan.
W pierwszych godzinach inwazji z iście niemiecką bezpośredniością oświadczyli ambasadorowi Ukrainy w Niemczech, Andriyowi Melnykowi, że pomocy nie udzielą bo nie ma to sensu gdyż jego rząd upadnie w ciągu kilku godzin. (niemiecki Frankfurter Allgemeine Zeitung jest cytowany jako pierwotne źródło tej informacji)
Skąd mieli taką pewność? Skąd czerpali taką wiedzę? Czy aby nie od samego Putina? Bardzo paskudnie to śmierdzi.
Dziś Niemcy zaprzeczają, jakoby powyższa rozmowa miała miejsce. Do tego zapewne nawiązuje wymowny tytuł artykułu we Frankfurter Allgemeine, „Nie chcą słyszeć swoich własnych słów”.
Piszą tam też o tym, że władze Niemiec były gotowe rozmawiac już z marionetkowym rządem ustanowionym w Ukrainie przez Rosję…
Niemiecki plan zapewne zakładał, że Ukraina upadnie szybko i w miarę bezkrwawo, po czym nastąpi normalizacja relacji z Rosją. Za swą rolę mieli zapewne przyobiecane bardzo solidne srebrniki (i oby to była prawda, bo jak nie to znaczy że pomagają Rosji z głupoty lub ze strachu).
A że oznaczało to wyrok śmierci dla Zełenskiego któremu kanclerz Merkel ściskała wielokrotnie rękę – cóż to była ofiara którą Niemcy gotowe były ponieść.
Tak jak i ofiarę z życia tych Ukraińców, którzy sprzeciwią się najeźdźcy, albo ich dom będzie stał w niewłaściwym miejscu…
Nabranie się na niemiecką ogładę to śmiertelny błąd – nie mają oni skrupułów i tak jak poświęcili Ukrainę, poświęcą i nas.
Nie było więc żanych odruchów przyzwoitości, żadnych deklaracji pod wpływem chwili, byłą chłodna kalkulacja i trzymanie się ustalonego planu.
Putin obiecał szybką wojnę, po której wszystko raz dwa wróci do normy. Nie wróciło. Mamy ludobójstwo, masakry, zabite dzieci, zbombardowane szpitale.
Z drugiej strony mamy Niemców którzy desperacko i za cenę własnej reputacji starają się kupić Putinowi czas i osłonić go przed najgroźniejszymi sankcjami Europy.
Sorki ale tak to niestety wygląda, i to z mainstreamowych niemieckich mediów typu Welt, Spiegel.
Plan wojenny Putina zawiódł, „druga armia świata” się skompromitowała, ale nie zawiedli Niemcy którzy znani są z tego, że gdy raz coś zaplanuja to się tego trzymają.
W zasadzie zachowanie Niemiec to był jedyny element rosyjskiego planu, który wypalił. Widać że na Niemcach Rosja może polegać.
Wielka szkoda że tego samego nie może już powiedzieć Polska czy Europa…
Rosyjski gaz i ropa płyną do Niemiec i Europy jakby nigdy nic, pomimo koszmarnych obrazów rosyjskich zbrodni zalewających media. W drugą stronę – do Rosji – płyną pieniądze na dalsze prowadzenie wojny.
Kto by uwierzył, że taka sytuacja może mieć miejsce. Wydawałoby się że po tych wszystkich obrazkach nawet ludożerców ruszyłoby sumienie. Niemców nie ruszyło.
Przeciwnie, zgodnie z oczekiwaniami Rosji, Niemcy wywiązują się stuprocentowo ze swojej roli i realizują założony plan – czyli kwilą o tym jak to się ich gospodarka poskłada od sankcji.
A jak wiadomo jeśli gospodarka Niemiec ucierpi, to cały świat się zawali i już nikomu nie będa w stanie pomóc. Dlatego bohatersko nadal kupują rosyjskie paliwa i uniemożliwiają wprowadzenie embarga – rzecz jasna jedynie w trosce o gospodarki innych krajów UE.
Tak jak w 2014-stym Niemcy z powodzeniem sabotują europejskie sankcje i kupują Putinowi czas.
Niemcy ponoszą coraz większe koszty wizerunkowe, ale nadal grają na korzyść Rosji. Jest to zupełnie niezrozumiałe i daje pole do coraz to bardziej fantastycznych rozważań na temat tego, co z tego mają.
Jakie korzyści, jakie nagrody na nich czekają za powstrzymanie sankcji? Jakie informacje posiadają, które każą im zwlekać?
W świetle tego artykułu, nawet gwałtowne odejście Niemiec od rosyjskiego gazu wcale nie oznacza gospodarczej katastrofy. Gospodarczy efekt embarga to tylko wymówka.
Pomimo tego, półtora miesiąca od rozpoczęcia napaści niemieccy kolaboranci nadal robią co mogą by wykręcić się od embarga na ropę i gaz. Nadal liczą że wojna jednak zakończy się po myśli ich rosyjskiego partnera i wszystko wróci do normy.
Oni chyba już zdają sobie sprawę, że za długo się wahali, za długo obstawiali szybkie zwycięstwo Putina. Nawet jeśli teraz zmienią front, to mleko już się rozlało a prawdziwego oblicza Niemiec nie da się już przypudrować.
Nie po pół roku wykrętów i kupowania Putinowi czasu.
Więc brną dalej w tej grze na dwa fronty, zapewne licząc że to się im opłaci w bliżej nieokreślonej przyszłości, że kiedyś wszystko będzie po staremu a Nord Stream 2 zostanie jednak otwarty.
Bo że zostanie otwarty, chyba nikt nie ma żadnych wątpliwości. Ktoś się chce założyć? Na przykład o 30 srebrników?
Niemieckie elity za dobrze zarabiają na interesach z Rosją, żeby zbyt długo utrzymywać nawet te pozory sankcji które mamy teraz.
W ten biznes Niemcy zainwestowały dziś całą wiarygodność, jaką miały. I właśnie tą wiarygodność teraz tracą z każdym kolejnym dniem.
„Życie tych czy owych to drobnostka, to wszystko jest wliczone w koszta” – jak śpiewał Kazik.
Jak Niemcy zdradziły Europę
O ile Ukrainie Niemcy nic nie byli winni, o tyle z krajami Unii Europejskiej wiążą Niemcy poważne umowy międzynarodowe i sojusze wojskowe.
Kiedy Niemcom jest to na rękę, podkreślają oni że Europa jest niczym jedno państwo (a oni są tego państwa przywódcami – tego oczywiście już nie mówią).
Do niedawna resztę Europy łączyły z Niemcami także wieloletnie więzy zaufania, partnerstwa i tak często wypominanej Polsce solidarności.
Piszę łączyły, bo dziś tak naprawdę trzeba się mocno nad tym zastanowić. Z pewnością nie nadajemy na tej samej fali, mówiąc łagodnie.
Powyższe więzi oraz ciągłe konszachty z wrogim i wciąż grożącym Europie krajem ponad głowami innych Europejczyków (Nordstream, Nordstream 2 etc.) i w końcu otwarte wspieranie rosyjskich interesów w Europie podczas wojny to chyba dość by mówić o zdradzie.
No bo jeśli wspierasz wroga sojuszu do którego sam należysz, to jak cię nazwać? No chyba nie dobrym sojusznikiem.
Dlatego też w tym przypadku mówię o zdradzie Niemiec.
I to nie jest tak, że pisze sobie o tym jakiś nieznany bloger-wariat, o tym pisze New York Times. Ten pogląd to już mainstream.
Niemiecka zdrada wobec Europejczyków jest wielopłaszczyznowa. Jest to zdrada ekonomiczna, zdrada na poziomie umów międzypaństwowych (także sojuszu NATO) oraz na poziomie wartości europejskich.
Jest to zdrada kompleksowa i bezdyskusyjna.
Niemcy utraciły jakikolwiek mandat do bycia liderami Europy. Przemawianie z wyższością i nauczanie o europejskich wartościach mogą sobie już darować.
Ta żałosna niemiecka szamotanina między ludzkimi odruchami a lojalnością wobec Putina odbywa się na publicznym widoku i jest to spektakl z dnia na dzień coraz bardziej żenujący.
Swoje kłamstwa Niemcy mogą dziś opowiadać nad grobami pomordowanych w Buczy, bo nikt żywy nie da chyba rady spokojnie słuchać ich pokrętnych tłumaczeń.
Zamiast działać na korzyść Europy, Niemcy brutalnie wykorzystały do swoich celów zaufanie i nadzieje które inni Europejczycy w nich pokładali.
Postarajmy się, żeby to się więcej nie powtórzyło. Nie wieder…
Niemiecka zdrada ekonomiczna
Gospodarczo Niemcy zdradzili Europejczyków sprzedając ich w gospodarczą zależność od Rosji. Będąc wiodącą siłą ekonomiczną wyznaczyli taki a nie inny kierunek polityki energetycznej.
To co płacało się niemieckiemu biznesowi, musiało się odbyć – także kosztem innych państw EU. Bo kiedy to interesy Niemiec były zagrożone, państwa takie jak np. Grecja były wpychane w biedę i katastrofę gospodarczą bez żadnych skrupułów.
Państwa takie jak Polska zaś były upominane i zawstydzane, traktowane z góry, jak niezbyt rozgarnięte dzieci.
W obliczu ludobójstwa dokonywanego przez swych rosyjskich wspólników, Niemcy nie są gotowi do absolutnie żadnych poświęceń.
Gdyby chodziło o Greków czy Polaków, poświęciliby nas z radością, tak jak byli gotowi poświęcić życie Zełeńskiego – zapewne wraz z żoną i dziećmi.
Zachłystujący się szczytnymi hasłami niemieccy Zieloni wepchnęli Europę w totalną energetyczną zależność od Rosji w imię „Energiewende”, zmiany źródeł energii na bardziej eko. Jednocześnie uwalili własną działającą energetykę jądrową.
No to teraz macie swoje eko, w postaci ukraińskich kobiet i dzieci użyźniających ziemię. Bardziej eko się nie da. Mam nadzieję że jesteście zadowoleni. Jesteście sobie tacy zieloni z czerwonymi rękami.
A gdzie teraz są ci Zieloni? Bo tu już nie chodzi o drzewa, roślinki i zwierzątka. Chodzi o ludzi których morduje ich „partner”, pan Putin.
Ano są – i to u władzy – więc mogą coś zrobić, prawda? Pani Beaerbock, szefowa partii Zielonych to minister spraw zagranicznych Niemiec, pan Habeck – prominentny Zielony to Minister Gospodarki.
Co robią? Wprowadzają w końcu embargo na ropę i gaz? No niestety nie – mamy za to kolejne działania pozorne:
Bezdyskusyjny jest nadal fakt, że pieniądze Europejczyków nadal płyną do Rosji szeroką strugą. To widać i to się dzieje.
Reszta to słowa, a słowa Niemców są z każdym dniem coraz mniej warte.
Niemiecka zdrada polityczna
Niemcy zawsze pretendowali do miana liderów Unii Europejskiej. Przez wiele krajów spoza UE, przywódcy Niemiec byli traktowani jako de facto przywódcy UE.
Niestety Niemcy nie przeszli próby i okazali się kompletnie niezdolni do takiej roli.
Zamiast świecić przykładem, wybrali własny interes. W porządku, mieli do tego prawo. Zapomnijmy jednak o jakimkolwiek przywództwie, raz na zawsze. Koniec tych mocarstwowych bredni.
Ani Polska, ani inni sojusznicy nie mogą być dziś pewni intencji Niemiec w ewentualnym konflikcie czy w ogóle w trudnych czasach.
Jest bardzo prawdopodobne że w przypadku problemów posprzedają wszystkich naokoło w imię własnych korzyści.
Ich postawa wobec Ukrainy powinna każdemu państwu Europy zapalić solidną lampkę ostrzegawczą. Dlaczego? Bo tak samo jak z Ukrainą, Niemcy najprawdopodobniej obejdą się z każdym innym państwem.
Bo to Niemcy okazały się być tym najsłabszym ogniwem w Europie.
Bezpieczeństwo Polski musimy budować już nie tyle nie licząc na Niemcy, lecz spodziewając się że mogą nam oni aktywnie szkodzić, wbić nóż w plecy, cynicznie dogadywać się z Rosją nad naszymi głowami tak jak robili to dotychczas.
Dzisiejsza sytuacja jest taka, że pragmatyczni Niemcy doprowadzili swoje siły zbrojne do stanu, w którym są one niezdolne do działania. Być może było to działanie celowe, Niemcy nie lubią zostawiać niczego przypadkowi.
Trudno im się dziwić, w końcu w ramach NATO siły niemieckie w razie rosyjskiego ataku miały pomagać Polsce. Najwidoczniej z jakichś sobie znanych powodów Niemcy się nie obawiają się Rosji (faktycznie są jedynym krajem któremu Rosja nie wygraża) i do własnej obrony nie potrzebują wojska.
Jeżeli sami są z Rosją dogadani i dzięki temu bezpieczni, to trudno żeby inwestowali w bezpieczeństwo Polski prawda?
Niemieccy „Putinversteher” („Rozumiejący Putina” – naprawdę mają tam takie słowo) wiedzą że Niemcy nie są specjalnie zagrożeni, jeśli już to oberwie Polska i Państwa Bałtyckie w których sprawie Niemcy nie zamierzają kiwnąć palcem (bo żeby kiwnąć potrzebowaliby armii, a tą od lat konsekwentnie rozmontowują).
Więc Niemcy z pełną premedytacją nie wywiązywały się ze swoich zobowiązań jako członka NATO (odpowiednie wydatki na armię) wskutek czego ich armia jest w ruinie.
Są jak ten ruski żołnierz który strzela sobie w nogę żeby nie iść na front. Niemcy na front nie pójdą, bo nie mają z czym.
Mało tego, to Polska teraz będzie solidnie inwestować w niemieckie bezpieczeństwo kupując samoloty i czołgi – zamiast tak jak Niemcy inwestować we własny rozwój.
Układ wręcz doskonały.
Dzisiejsze zapewnienia o odbudowie niemieckiej armii będą miały sens jeżeli kiedykolwiek staną się faktem. Na razie są warte tyle samo, co deklaracje pomocy Ukrainie. Czyli nic.
Zapewne Niemcy – pomimo członkostwa w NATO – nie mają najmniejszego zamiaru Polsce pomagać w razie wojny, więc po co mieliby wydawać pieniądze na wojsko?
Z Rosją łączy ich sprawdzony sojusz gospodarczy, potwierdzony lojalnym zachowaniem Niemców i konsekwentnym torpedowaniem europejskich sankcji. Są oni dziś dla Rosji najlepszym, sprawdzonym partnerem na którym można polegać.
Bardzo wierzę w NATO (dzięki zdroworozsądkowym publikacjom pana Jarosława Wolskiego), natomiast uważam że Niemcy straciły jakąkolwiek wiarygodność jako sojusznik.
Otwarcie współdziałają oni z krajem, który zagraża sojuszowi w którym są. To nie wygląda dobrze.
Niemcy są w NATO za darmo, prawdopodobnie bez żadnych zamiarów pomagania sojusznikom w potrzebie. W razie problemów o bezpieczeństwo Niemiec zadbają USA i – o ironio – Polska.
Doprowadziwszy swoją armię do ruiny mają wygodną wymówkę. Nie mają możliwości. Dokładnie tą wymówkę Niemcy właśnie trenują w sprawie Ukrainy:
Bundeswehra przyznaje, że jej możliwości dostarczania broni Ukrainie są wyczerpane. Wcześniej dostarczono Ukraińcom niebezpieczne dla użytkownika przeterminowane rakiety.
Jest prawdopodobne że w razie problemów Niemcy będą grali z nami w tą samą gierkę, co z Ukrainą. Czyli niekończące się debaty, deklaracje i granie na czas aby konflikt się zakończył a oni wyszli z niego bez szkód i wyrzeczeń.
Niemieckie elity stały się rosyjskim koniem trojańskim w Europie. Orban to mały pikuś przy nich.
Dlatego propozycja kanclerza Sholza, by stworzyć wspólną osłonę przeciwrakietową obejmującą Niemcy, Polskę i kilka innych krajów należy – niestety – zdecydowanie odrzucić.
Mogłoby się okazać, że zostalibyśmy na lodzie bez osłony przeciwlotniczej, sprzedani tak jak Ukraina.
Nie mówię już o tym że propozycja jest zapewne podyktowana względami pragmatycznymi: Niemcy woleliby strącać ewentualne rosyjskie rakiety nad Polską a nie nad własnym terytorium.
Bo cokolwiek w takich rakietach jest, raczej nie sprzyja zdrowiu. Więc lepiej żeby to spadało w Polsce i tutaj truło.
Kolejna nieszczerość, kolejny przykład cynizmu ubranego w pozory solidarności.
W końcu rzecz ostatnia: porwani megalomanią Niemcy zaczęli uważać się za równych mocartstwom typu USA – i zaczęli prowadzić mocarstwową politykę, zamiast być częścią wspólnoty Europejskiej.
Zapomnieli, że swoje wpływy zawdzięczają właśnie Europie. Bez Europy są zwykłym większym państwem bez specjalnych bonusów czy mocarstwowych przywilejów.
Trochę za bardzo się rozpędzili, trochę się zapomnieli. Zamiast grać na korzyść naszej wspólnoty której byli częścią, grali do własnej bramki wykorzystując swoje wpływy w tej wspólnocie.
To się nie mogło ukryć w nieskończoność i ten totalny egoizm właśnie wyłazi na światło dzienne.
Nie wiem jak w przyszłości Niemcy wyjaśnią to wszystko reszcie Europejczyków, te mocarstwowe zapędy i całe to sponsorowanie katów Buczy. Będzie to na pewno niezwykle interesujące wytłumaczenie.
Cokolwiek by nie powiedzieli, my Polacy z pewnością nie możemy na nich liczyć.
A już na pewno nigdy nie możemy im zaufać.
Bo kiedyś to naszemu ambasadorowi ktoś powie nad ranem w Berlinie, że nie ma sensu nam pomagać bo i tak zaraz upadniemy.
Niemiecka zdrada wartości europejskich
Odkąd pamiętam Niemcy z wyższością nauczali Polaków na temat europejskiej solidarności.
Nauczali Polaków, tych samych ludzi których solidarność (ta pisana z wielkiej i z małej litery) sprawiła że Niemcy w ogóle mogły się zjednoczyć, jak zwykle bez zbytniego narażania się.
To Polacy się narażali żeby Niemcy mogli skuć kilofami murek i stać się symbolem zmiany.
Ukraina pokazała, że Niemcy traktują wartości instrumentalnie. Kiedy chodzi o nakłonienie innych krajów, by działały wbrew swojemu interesowi – wtedy Niemcy mówią o wartościach.
Kiedy to od Niemców zwykła ludzka przyzwoitość wymagałaby wyrzeczeń, rozmowa o wartościach się kończy. Zaczynają się niekończące debaty, gra na czas i deklaracje za którymi nie idą czyny – jak w przypadku broni dla Ukrainy i sankcji.
Wartości znikają gdy na stole pojawia się na przykład wymagające od Niemców wyrzeczeń embargo na rosyjską ropę i gaz.
Zapamiętajmy to i miejmy realistyczny poziom oczekiwań wobec Niemiec.
I sami nie dawajmy im nic ponad ten nisko ustawiony poziom. Nic na kredyt, nic za gadkę-szmatkę. Kredyt zaufania się skończył.
Europejskie wartości to dla Niemców instrument na drodze do swoich celów. Latami nieźle udawali że wartości te faktycznie wyznają. Ukraina powiedziała „sprawdzam”, maska opadła.
Dzięki Ukrainie wiemy, że wartości te Niemcy mają tak naprawdę gdzieś.
Jedyne co się dla nich liczy, to ich własny interes i będą go bronić po trupach. Rzecz jasna cudzych.
Parę słów o NATO
To chyba oczywiste, że robienie intratnych interesów z krajem który stanowi główne zagrożenie dla sojuszu którego jest się częścią to dość dziwna sprawa.
Jakby tego nie ubierać w piękne słówka, jest to pomaganie wrogowi.
Nie będę się tu rozpisywał, wspominam o tym dla porządku bo jest to kolejna wątpliwa moralnie i prawnie sytuacja w którą zamieszane są Niemcy – znów ze szkodą dla Europy i z zyskiem dla siebie.
Z jakiegoś powodu im to do tej pory uchodziło.
Myślę że dla Niemców przyszedł w końcu czas, żeby z czegoś zrezygnować, i to szybko – zanim to Europa zrezygnuje z nich.
Tego ciastka naprawdę nie da się mieć i zjeść jednocześnie. Trzeba w końcu wybrać: NATO i Europa czy Rosja.
Jak Niemcy podeptali własne ideały
Powojenne Niemcy to był kraj idealistów. Może i nieco naiwnych, ale szczerych. Chyba część z nich wierzyła, że po hitlerowskim koszmarze to na nich spoczywa zbudowanie lepszego świata.
Przynajmniej ja ich tak odbieram.
Niemcy były też krajem pacyfistów i innych hipisów. Mój kolega będący niemieckim policjantem twierdzi, że służby używające siły zawsze miały problemy z naborem.
Przerażeni potwornościami drugiej wojny, Niemcy zbudowali państwo które miało nie dopuścić do powtórzenia koszmaru narodowego socjalizmu.
Niemcy to kraj który do absurdu przestrzega prywatności – to właśnie im zawdzięczamy RODO.
Dbają też o środowisko – stąd Zieloni u władzy, jest tam rząd koalicyjny.
Niemcy faktycznie wspierają naukę, kulturę, sztukę.
Przyjmując jak leci imigrantów z arabskich krajów wprawiali mnie w zdumienie. Szaleńcy czy naiwniacy?
Nie można było im na pewno odmówić, że są krajem otwartym.
Poznając ten kraj miałem – błędne niestety – wrażenie, że jest on w stanie twardo stanąć w obronie deklarowanych przez siebie wartości. Że wartości te – godność ludzka, prawa człowieka – są dla nich faktycznie nadrzędne, że będą oni gotowi na duże wyrzeczenia w imię tych wartości i zwykłej ludzkiej przyzwoitości.
W końcu tyle nam Polakom o tych wartościach opowiadali, że było dla mnie oczywiste że sami się do nich zastosują.
Że będą gotowi uprzykrzyć sobie nieco życie, tak jak uprzykrzali je sobie próbując redukować swój „ślad węglowy” i przyjmując średnio ze sobą kompatybilnych arabskich imigrantów.
Dziś wiem, że te wszystkie szczytne hasła były jedynie fasadą ukrywającą wyrachowanych cyników. Takie są przynajmniej niemieckie elity, przywódcy, biznes.
Tacy są ci, którzy decydują o tym, co zrobi ich kraj.
A zwykli ludzie, zwykli Niemcy? Cóż, oni jak zwykle tylko wykonują rozkazy.
PS
Angielskojęzyczna wersja tego posta – nie będąca tłumaczeniem, ale luźno pokrywająca się z tym postem – znajduje się tutaj.