Policja oszalała – wspólnie z Yanosikiem promuje bezpieczeństwo na drogach

Parafrazując piosenkę o niejakim Karrambie, można by zaśpiewać tak:
“Bum tralalala, wydział ruchu drogowego oszalał”.

Bo co ma sobie myśleć taki zwykły, spokojny, przepisowy kierowca jak ja widząc, że policja współpracuje z właścicielami aplikacji dla piratów drogowych.

I to nie jest pierwszy czy drugi raz, ta współpraca trwa sobie w najlepsze od lat.

Policja współpracuje z twórcami aplikacji która umożliwia niebezpiecznym psycholom niebezpieczną jazdę bez mandatów, punktów i utraty prawa jazdy.

Ja już pominę fakt że każdy kto coś lub kogoś przemyca, wiezie coś nielegalnego, jest pijany, naćpany, poszukiwany albo ma zakaz prowadzenia będzie unikał kłopotów dzięki aplikacji.

Skupmy się tylko na piratach drogowych, lub jak kto woli „szybkich ale bezpiecznych”.

Policja ogłasza kolejną już wspólną akcję na Twitterze. Oryginalny tweet.

Przesadzam z tymi piratami? Nie, ja po prostu nie przekraczam prędkości. Nie potrzebuję aplikacji do ostrzegania przed policją. Po co taka aplikacja normalnemu kierowcy?

Wiec co tam się u was odwaliło na tej policji? Rozum wam odjęło? Mieliście nas chronić a pomagacie robić PR firmie odpowiadającej za pogorszenie bezpieczeństwa na naszychy drogach.

Bo to jest PR. Może nie bardzo sprytny, ale przy głupocie naszych policyjnych decydentów zupełnie wystarczający.

Co z tego ma Yanosik – bo to on faktycznie coś z tego ma? Łatwo zgadnąć.

Gdybym był właścicielem aplikacji Yanosik rozumiałbym, że nad moim biznesem wisi stale niebezpieczeństwo zmian w prawie.

Zmian które ten biznes zakończą z dnia na dzień.

Ponieważ aplikacja pomaga w łamaniu przepisów ruchu drogowego, może nastąpić regulacja. Luka prawna może zostać załatana.

To są efekty takich akcji. Policja ma pilnować przestrzegania przepisów a nie poklepywać się po plecach z tymi którzy pomagają w ich łamaniu.

Yanosik sprawia, że ludzie którzy dawno wielokrotnie straciliby prawo jazdy lub mieli orzeczone zakazy nadal jeżdżą po naszych drogach.

Jeżdżą tak długo aż w końcu kogoś zabiją. Gdyby nie Yanosik, wcześniej być może straciliby prawko. To różnica między czyimś życiem i śmiercią.

No bo wariaci nie dostają mandatów, punktów, nikt im nie zabiera prawka. Chroni ich Yanosik, ten „przyjaciel kierowcy”. Ja jestem normalnym kierowcą, przyjacielem dorosłych i dzieci pozabijanych i okaleczonych na drogach.

Bo dopiero poważny wypadek powoduje konsekwencje dla użytkownika Yanosika. Tylko że wtedy już jest za późno. Dziecko zostaje bez ojca (albo bez głowy, też się tak zdarza), żona bez męża itp. Czyli morze łez i festiwal tragedii.

Tylko idioci z policji i biznesmeni z Yanosika zadowoleni. Doprecyzuję tu tych idiotów: decydenci, wierchuszka która podjeła decyzję o zbrataniu sie z Yanosikiem. Nie wyobrażam sobie żeby szeregowy policjant z patrolu drogówki oglądający codziennie jatki na naszych drogach był fanem Yanosika.

No wiec będąc właścicielem tego moralnie wątpliwego biznesu jakim jest Yanosik, zależałoby mi więc żeby budować wizerunek kompletnie inny niż faktyczny cel działania aplikacji.

Mydliłbym oczy, żeby nie znalazł się broń Boże ktoś kto prawnie zakończy to szaleństwo.

Te pomysły na akcje można łatwo mnożyć… straż graniczna z przemytnikami itp.

Jednym ze sposobów jest wprowadzanie do aplikacji funkcji przydatnych także przepisowym kierowcom. A to informacje o korkach, o remontach. Każdemu się przyda, prawda? A bezpieczeństwo jak poprawia.

Zawsze można mówić że ostrzeganie przed policją to niewielki wycinek działalności, zupełnie nieistotny. Że korzyści są większe niż szkody.

Że jest to pic na wodę to chyba nie ulega kwestii. Jakby twórcy Yanosika chcieli poprawić bezpieczeństwo na drodze, to usunęliby możliwość ostrzegania o kontrolach policyjnych.

Skupiliby się na tych innych cudownych funkcjach dla zwykłych kierowców.

Inny sposób mydlenia oczu to akcje społeczne na rzecz poprawy bezpieczeństwa.

Nie na darmo najwięksi truciciele najgłośniej wrzeszczą o ochronie środowiska, sadzą drzewka i przypominają żebyś na pewno oddał ich plastikową butelkę do recyklingu.

Razem chrońmy przyrodę! I razem z policją poprawiajmy bezpieczeństwo. Ten sam chwyt: ukradłeś – krzycz „złodziej!”

Tak bardzo zgłupieli nasi policyjni decydenci.

Więc ktoś w Yanosiku wymyślił żeby na bezczelnego spróbować robić wspólne akcje z policją. Tą samą policją której pracę skutecznie utrudniają. Z jakiegoś trudnego do wytłumaczenia powodu to zażarło.

I tak mamy – zapewne wymyślone przez firmę PR – akcje policji wspólnie z Yanosikiem. Piekło zamarzło.

Absurdalność tego jest taka, jakby policja dogadała się ze złodziejami i zrobiła wspólną akcję “bezpieczny rower”.

I tak zwykły człowieczek którego i tak już mało zdziwi znów przeciera oczy ze zdumienia. No ale pomińmy tu już tych zwykłych przepisowych kierowców których zdrowie i życie policja ma ewidentnie w dupie kręcąc lody z Yanosikiem.

Powiem tak: jako normalny uczestnik ruchu czuję się zdradzony przez policję, po raz kolejny wystawiony na pastwę drogowych agresorów i wariatów.

Ta akcja z Yanosikiem to naplucie w twarz wszystkim którzy jeżdża przepisowo i bez Yanosika, bo go zwyczajnie nie potrzebują. To też obelga dla traktujących poważnie swoją służbę policjantów.

Rączka w rączkę – policja i ci którzy utrudniają jej pracę i wydają przepisowych kierowców na pastwę agresorów. Źródło obrazka: BRD24, polecam cały artykuł.

Policja ma chronić ład na drogach, a współpracuje z firmą której działalność polega na burzeniu tego ładu.

Jest to głupie i skrajnie nieodpowiedzialne. To podważa resztki zaufania jakie zwykli ludzie jeszcze do was mają.

Do kogo my się mamy zwrócić o pomoc żeby nas wariaci nie mordowali na drogach? Skoro nie do policji nie możemy? Tutaj też muszą jacyś aktywiści powkraczać, jacyś społecznicy?

Mało wam że już i tak robotę za was odwalają ludzie z kamerkami i to tak skutecznie że nie nadążacie wypisywać pouczeń (i cyk sprawa do kosza)?

Serio, przegięliście tym razem. Dość tego kredytu zaufania. Policja się skompromitowała.

Na szczęście Yanosik to nie tylko kiepski interes dla przepisowych kierowców. I być może tu jest ten ratunek którego daremnie szukać dziś na policji.

Ubezpieczyciele ratujcie nas – i swoje zyski

Koszty działalności Yanosika ponoszą także ubezpieczyciele którzy otrzymują nieprawdziwy obraz ubezpieczanych kierowców. Bo dzięki Yanosikowi nawet kompletny drogowy wariat będzie miał zero punktów.

Regulamin Google Play nie pozwala na PR-owskie nazwy aplikacji, muszą one odpowiadać temu, co dana aplikacja robi. Tak że polska policja wspiera antyradar.

Ubezpieczają więc tego wariata który jest jak tykająca bomba.

Do momentu aż kogoś zabije wariat ten będzie płacił normalną niską stawkę jak przepisowy wzorowy kierowca. Wyłuskanie i nieubezpieczanie takich ludzi mogłoby przynieść ogromne oszczędności.

Na zachodzie jak masz jakąś historię odebrania prawka, dużo punktów, jazdę po alko na koncie – nikt cię nie ubezpieczy. Są specjalne firmy „drugiej szansy” które specjalizują się w ryzykownych kierowcach ale tam roczne stawki idą w tysiące euro… i tak być powinno.

Acha, i ubezpieczany jest konkretny kierowca na konkretnym aucie. Wariat nie pojeździ autem żony.

Nie znam się na ubezpieczeniach, ale zakładam że wypadki gdzie giną ludzie są szkodami bardzo kosztownymi dla ubezpieczyciela.

Dzięki Yanosikowi ubezpieczyciel zorientuje się dopiero po wypadku, że dane na temat kierowcy jakie otrzymywał nie dawały faktycznego obrazu ryzyka. I wpadnie w koszta których można było uniknąć, gdyby Yanosik nie fałszował informacji o kierowcy pomagając mu uniknąć mandatów i punktów.

To jest punkt zaczepienia w indywidualnych sprawach w sądzie, ale też i w ogóle rzecz i temat który mógłby w końcu stac się przedmiotem zainteresowania robionych w bambuko ubezpieczycieli.

Normalnych kierowców też, bo to ostatecznie my płacimy większe składki których unikają wariaci dzięki „przyjacielowi szalonego kierowcy”.

Myślę że ubezpieczyciele potrafią liczyć i że może to oni wyliczą faktyczne koszty działalności Yanosika.

Być może tracą dość dużo, by spróbować dobrać się do Yanosika od strony prawnej. Albo przynajmniej od strony PR-owskiej.

Być może ktoś rozsądny w tej branży zacznie robić to, czego nie potrafi zrobić bratająca się z Yanosikiem policja. Czyli zadba o bezpieczeństwo na drogach, o uświadamianie zagrożeń jakie ściąga na nas yanosikowa bezkarność piratów drogowych.

To jest rejon w którym policja kompletnie zrezygnowała, poddała się i poszła na współpracę. Może wiec sektor ubezpieczeniowy – mający pieniądze, prawników i faktyczny finansowy interes – zrobi z Yanosikiem porządek?

Bycie na czele zmian które uniemożliwią działanie takich aplikacji to świetny PR. I przy okazji duża oszczędność dla branży ubezpieczeniowej. To faktyczne działanie na rzecz poprawy bezpieczeństwa, to ratowanie życia.

Tak, zdaję sobie sprawę że to jest tragiczne że człowiek którego miała chronić policja musi szukać takich dziwnych alternatyw, ale co zrobić.

Państwo zawiodło, a ja lepszego pomysłu nie mam.

Jak ten cały sojusz Yanosika z policją jest w ogóle możliwy?

Poniższe to moja teoria, domysł, rzecz na poparcie której nie mam żadnych dowodów.

Jednak ten mariaż policji z aplikacją do unikania policji jest tak absurdalny, że chyba żadne wnioski nie będą zbyt fantastyczne. To się aż prosi o snucie teorii. Puszczam więc wodze wyobraźni:

Uważam że możliwe jest, że ten cały PR o bezpieczeństwie na drogach to jedynie część współpracy policji z Yanosikiem. Ta widoczna część.

Yanosik ma masę użytkowników. Część z nich stanowią z pewnością zainteresowani unikaniem policji przestępcy. Uważam że Yanosik mógłby przekazywać policji dane o wybranych użytkownikach, korzystająć z uprawnień umożliwiać podsłuch itp.

Wzamian za nieninicjowanie zmian w prawie, Yanosik mógłby odwdzięczyć się sprawną i bezproblemową współpracą z policją. Tracimy na drogach, ale za to mamy nieocenione ułatwienie w innych dziedzinach.

Po co atakować kogoś Pegasusem co kosztuje kupę kasy, jak można poprosić zaprzyjaźnioną aplikację o zdalne włączenie delikwentowi mikrofonu w telefonie, ściągnięcie wiadomości i zawartości telefonu, listy kontaktów itp.?

Tzw. „dane diagnostyczne” to może być wszystko, włącznie z zapisywaniem wszystkiego co jest klepane w klawiaturę.

Fragment polityki prywatności Yanosika. Żebyś się bandziorku nie zdziwił… Pro tip dla ubezpieczycieli: w niejasnych sprawach sąd mógłby występować do Yanosika o udostępnienie danch z GPS i akcelerometru. Wiadomo by było jak delikwent jechał i w ogóle jak jeździ.

W jakichś nie-politycznych sprawach spokojnie by to działało. Chodzi o sytuacje gdzie nie ma potrzeby ukrycia faktu inwigilacji przed społeczeństwem – jak w przypadku szpiegowania przeciwników politycznych i wszelkich innych ludzi przeszkadzającym aktualnej władzy.

W sprawach kryminalnych możnaby śledzić i podsłuchiwać osoby w czasie rzeczywistym bez konieczności sięgania po kosztowne środki.

W kraju gdzie sądy bezmyślnie klepią inwigilację nie tylko czołowych polityków ale i nawet prokuratorów to chyba nie jest nadmiar fantazji?

Nie wyobrażam sobie że jakiś bandzior mógłby dziś jeździć bez Yanosika – więc nic nie trzeba robić, sami sobie apkę zainstalują.

Oczywiście powyższy schemat nie musi dotyczyć tylko Yanosika, jest do zrealizowania praktycznie z każdą aplikacją na telefon. Uprawnienia jakie dajesz tym aplikacjom są więcej niż wystarczające.

Tyle że zagraniczne aplikacje pokażą policji środkowy palec, banki (też zagraniczne w końcu) będą się bronić rękami i nogami, popularne sklepy nie mają żadnego interesu by pomagać policji bardziej niż wymaga tego prawo bo to koszt i problem.

A Yanosik interes ma – chce żeby go zostawiono w spokoju. I to się jak na razie dzieje ku rosnącemu zdumieniu normalnej części społeczeństwa.

Nie uważam że Yanosik łamie prawo. Uważam że współpracująć ochoczo i gorliwie w ramach prawa staje się na tyle wartościowym narzędziem dla policji, że ta chętnie odwdzięcza się nieruszaniem kwestii unikania kontroli drogowych.

Wspólne akcje „edukacyjne” z policją służą stworzeniu podkładki na wypadek gdyby ktoś mogący coś zmienić zaczął zadawać pytania. Można wtedy zawsze powiedzieć że sumarycznie wychodzi na plus bo Yanosik bierze aktywny udział w „edukowaniu kierowców”.

Jakieś powody tej kompletnie surrealistycznej współpracy muszą istnieć, a powyższy to wcale jeszcze nie jest najgorsza wersja.

Postscriptum o tym jak naprawić Yanosika

Kilka rzeczy które Yanosik mógłby łatwo wprowadzić gdyby faktycznie zależało im na bezpieczeństwie na drogach.

  • Wprowadzić częste informacje o nieistniejących kontrolach. Użytkownicy nadal unikaliby mandatów, ale musieliby częściej jeździć przepisowo, bo nie mieliby pewności. Policzyć ile maksymalnie fałszywych kontroli zniesie większość użytkowników (testowanie jest trywialnie proste, wybrać grupę i sprawdzić) i tak to ustawić. Będziecie faktycznie poprawiać bezpieczeństwo zamiast je pogarszać, bez finansowej szkody dla klientów.
  • Informacje o patrolach udostępniać tylko bezpiecznym kierowcom. Mając dane z GPS i akcelerometru stworzenie profilu rozsądnego kierowcy byłoby technicznie proste. Im gorzej jeździsz tym więcej fałszywek.
  • Stworzyć profil wariata – i tym podawać więcej fałszywych informacji o kontrolach i czasami nie podawać im informacji o faktycznej kontroli. Niech czasem zapłacą mandat. To właśnie ci wariaci mają największy potencjał doprowadzenia do delegalizacji aplikacji typu Yanosik. Po kolejnym spektakularnym wypadku społeczeństwo może powiedzieć Yanosikowi dosyć. Warto ich usuwać z bazy klientów tak samo jak warto ich nie ubezpieczać.

Oczywiście powyższe to wołanie na puszczy, nie zrobią nic z tych rzeczy.

Przecież nawet policja uważa że Yanosik jest w porządku, więc po co się czepiać?

Więc nie czepiajcie się obywatelu i nie siedźcie tak na tej ulicy, nawet po tym jak was chroniony przez Yanosika pirat drogowy w końcu trzepnie na przejściu.

Wilka chcecie dostać?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *