Ostatnio naiwnie wpisawszy w youtube “bezpieczna jazda na motocyklu” natrafiłem na poniższe wideo instruktażowe.
W filmie tym autor tłumaczy jak bezpiecznie jeździć motocyklem – ponad dwukrotnie przekraczając przy tym dozwoloną prędkość.
W zasadzie przepisowo jedzie tylko chwilami, podczas rozpędzania się…
Radzi też co zrobić, kiedy nie zdążysz wyhamować przed przejściem dla pieszych (trochę wjechać na to przejście, nie będzie tragedii).
No więc panie instruktorze po solidnym urazie mózgu (skutek stosowania własnych porad zapewne) tak się kończy taka jazda:
Pszypadek? No to tutaj następny:
W tym poście nie chodzi mi wcale o motocyklistów bo są totalną mniejszością i szczęśliwie zwykle sami płacą cenę własnej głupoty – lub są ofiarą głupoty innych kierowców (nieustąpienie pierwszeństwa motocykliście to jedna z czołowych przyczyn wypadków z ich udziałem).
Chodzi mi o polskie drogi w ogóle. Kraje niecywilizowane mają parę wspólnych mianowników – niebezpieczna i agresywna jazda jest jednym z nich.
Jedyne prawo, jakie obowiązuje na polskich drogach to prawo pięści.
Obywatele terroryzowani przez bezkarnych drogowych piratów i pozbawieni wsparcia państwa na drogach są zmuszeni grać w tą narzuconą im grę.
W tej grze mistrzowie kierownicy czyli zakompleksieni właściciele starych luksusowych aut dojeżdżają resztę, czyli „cioty drogowe” igrając z ich zdrowiem i życiem.
Tymczasem „Wypadki drogowe stanowią główny powód śmierci młodych Polaków (ponad 20% zgonów osób w wieku 10-30 lat)” (źródło – raport PIU).
Polska to kraj, w którym przepisowa jazda jest w zasadzie niemożliwa – a już na pewno nie jest bezpieczna.
W Polsce doszliśmy do takiego absurdu, że to przepisowa jazda jest czymś nienormalnym.
Wywołuje ona złość, agresję i zniecierpliwienie innych kierowców.
To szaleństwo osiągnęło takie rozmiary, że powstały (całkowicie legalne) specjalne aplikacje umożliwiające jazdę bez obawy o bycie skontrolowanym.
Pewnego dnia kierowca z zainstalowanym Yanosikiem zabije dziecko któremuś z gości co na tej aplikacji zarabiają. Tak będzie – to nie kwestia czy, tylko kiedy.
„My tylko dostarczamy aplikację” – spoko, zerknijcie na dane z GPS i akcelerometrów do których macie pełny dostęp… znam takiego co dzięki waszej apce jezdzi ponad 250km/h.
Umożliwiająć bezkarność jesteście współwinni. Jakaś część trupów idzie na wasze konto, ale pieniądze nie śmierdzą, jak nie my to ktoś inny itp.
Bardzo polskie podejście, wszyscy tak robimy i mamy taki kraj jaki mamy.
Wszyscy moi znajomi z którymi boję się wsiąść do auta (każdy po jednym lub więcej poważniejszym dzwonie + pobycie w szpitalu itd. + ciągłe przecierki/stłuczki „nie z ich winy”) religijnie używają Yanosika.
Bardzo sobie chwalą, bez niego dawno prawka by nie mieli. Albo musieliby zacząć jeździć bezpiecznie…
Drogi to tylko pozornie temat niezwiązany z patodeweloperką i kryzysem mieszkaniowym.
Kryzys ten – tak jak dziki zachód na polskich drogach – jest kolejną manifestacją tego, jaki ten kraj jest. To jest jedna z głów tej samej hydry, jeden z powodów żeby stąd wyjechać i nie wracać.
Bez regulacji patodeweloperka będzie sprzedawać coraz mniejsze mieszkania za coraz więcej kasy, a spekulanci będą z nas zdzierać ostatnią koszulę – bo rządy boją się nadepnąć branży na odcisk.
Bez surowych kar i egzekwowania ich (a nie wprowadzania przepisów w stylu „zabraniamy jeszcze bardziej”) drogowi mordercy będą dalej zabijać i terroryzować innych – bo rządy boją się nadepnąć na odcisk nam wszystkim.
Kłopot polega na tym, że prawo łamią nie tylko “ci na górze”. My wszyscy łamiemy prawo a potem dziwimy się że żyjemy w dzikim kraju.
Kraj jest zwykle tak dziki, jak mieszkające w nim dzikusy. Te dzikusy to my.
Jesteśmy najgorszymi kierowcami w Europie. Ten niechlubny tytuł dzielimy z Rumunią i Bułgarią.
Kiedy pytam ludzi, z jakie ich zdaniem inne kraje w Europie mają równie beznadziejnych kierowców co Polska, wskazują tą Rumunię i Bułgarię bez pudła.
Ludzie pytani jakimi są kierowcami, mówią że świetnymi. No widać słabi kierowcy jak ja zaniżają średnią…
Nie, to nie dlatego że mamy złe drogi. Najbezpieczniejsza (razem ze Szwecją) w powyższym zestwieniu Irlandia ma gorsze. O takie:
Autostrady Irlandczycy maja takie same jak my, dwupasmowe, budowane po roku 2000.
Ciekawostka: w Irlandii praktycznie nie da się załatwić przejścia przeglądu technicznego za łapówkę. W Polsce to niestety norma.
W świetle statystyk mit o polskiej „szybkiej ale bezpiecznej” jeździe jest po prostu nieprawdziwy. Efekty sa jakie są.
Czyja to wina? Twoja.
Ryba nie psuje się od głowy. Ona się psuje cała równomiernie.
Wydaje nam się, że jesteśmy lepsi bo my łamiemy prawo tylko trochę. Jedziemy 70 tam gdzie jest 50, ale broń Boże nie 100.
Przy uderzeniu z prędkością 50km/h pieszy ma 40-60% szans na przeżycie. Przy 70km/h szanse wynoszą zero (źródło tutaj). Przy 100 km/h też zero. Przy 200 km/h – niespodzianka – nadal zero.
Widzisz tu jakąś różnicę między sobą a gościem jeżdżącym 100 km/h po mieście? Dla pieszego efekt ten sam, najwyżej będzie trochę bardziej przejechany.
Chcielibyśmy żeby Policja połapała tych co jeżdżą setką po mieście, ale nas to już nie bo pomimo że łamiemy przepisy, to przecież jeździmy szybko ale bezpiecznie.
Politycy to wiedzą i próbują różnicować – eksperymentują z przepisami uzależniającymi karę od tego, o ile limit został przekroczony.
Chodzi o to żeby jakoś odfiltrować skrajne przypadki ale nie tykać tych którzy przepisy łamią w sposób umiarkowany – bo można stracić głosy.
Teraz (grudzień 2021) będą surowsze kary jak przekroczysz limit o 30km/h. Dla pieszego bez różnicy, przy 79km/h (50 + 29 km przekroczenia żeby się nie załapać na ostrzejszą karę) będzie najwyżej trochę mniej pokiereszowanym trupem niż jakbyś go rąbnął przy setce.
Różnica jest wyłącznie dla zakładu pogrzebowego, który będzie przygotowywał zwłoki do pogrzebu – będą mieć mniej albo więcej pracy doprowadzając ofiarę do stanu umożliwiającego pożegnanie.
To jest po prostu chore. Pieszemu zabitemu na przejściu jest naprawdę obojętne czy jechałeś 70 czy 100 – będzie tak samo nieżywy.
Jeżdżąc nieprzepisowo tworzymy przestrzeń dla skrajnego łamania przepisów. Każdy może powiedzieć, że wszyscy to robią, będziemy się tylko spierać o skalę.
Jeżeli jadę 50km/h w terenie zabudowanym, to prawie nigdy mnie nie wyprzedzają. A mogą, warunki są. Dlaczego? Bo to cholernie widać. Nie można schować się w tłumie łamiących przepisy.
Będziesz jedynym, który to robi. Wychodzisz na głupka.
Czasem zrobi się za mną tzw. „psi zaprzęg” ale nawet największe Audi-ce i BM-ki pokornie jadą 50. Wystarczy mieć ich w dupie i robić swoje.
Od tego można zacząć swoją przygodę z normalnością, 50km/h w zabudowanym.
Kolejny krok to instalacja kamery przód i tył i zgłaszanie na Policję.
Kraj, w którym komuś przychodzi do głowy nagrać wideo o bezpiecznej jeździe i na tym wideo przekraczać dwukrotnie limit prędkości, jest krajem głęboko nienormalnym.
W dzikich krajach na drogach mamy lepszych i gorszych, cwaniaków i frajerów. Za te drogi płacimy w podatkach wszyscy, ale niektórzy z jakichś powodów są uprzywilejowani.
Pamiętam jak rok temu wyjechałem pierwszy raz w życiu na polską autostradę (prawko zrobiłem w Irlandii, w Polsce nigdy nie jeździłem).
Wyprzedzam tiry 140km/h (limit na autostradzie), nagle z tyłu mam typa w BMW. Gość miga długimi jak szalony i prawie stuka mnie w tylny zderzak.
Rzecz się powtarza prawie przy każdym wyprzedzaniu – wyprzedzam, jakiś wariat siada mi na ogonie i byłyska światłami.
Wyprzedzając jadę równo z limitem – 140 km/h. Więc chyba nie miga mi z powodu przekraczania prędkości…
W swojej naiwności zatrzymałem się na MOP-ie, myśląc że może mam zepsute światła a uprzejmi kierowcy mi to sygnalizują…
Naprawdę tak pomyślałem. Nie znałem zwyczajów panujących na polskich drogach. Nie wyobrażałem sobie, że ktoś może być takim durniem i chamem, żeby poganiać długimi jadący przepisowo samochód.
Przez lata jeżdżenia po autostradach w Irlandii nie doświadczyłem czegoś takiego – a tam limit prędkości na autostradzie to 120km/h (100km/h na ekspresówce zwanej „dual carriageway”).
Na polskich drogach doznałem szoku kulturowego. Z kraju o bardzo bezpiecznych drogach przeniosłem się do jednego z najmniej bezpiecznych.
To nie są puste statystyki, to naprawdę od razu widać, różnica jest dramatyczna. To nie tylko autostrady. Nikt tu nikogo nie chce wpuścić, jakieś pokazy siły, agresywne manewry, trąbienie z byle powodu.
Ludzie tu dziękują awaryjnymi za normalność – wpuszczenie, ułatwienie, nie bycie psem ogrodnika.
Zamiast współpracy mamy na drodze walkę każdego z każdym. Tacy jesteśmy po prostu, buraczani husarze.
Dzisiaj już wiem, że to miganie światłami nie oznacza „jedziesz za szybko” czy „spaliła ci się żarówka”. Miganie oznacza “spieprzaj frajerze bo pan jedzie”.
Ja wiem że w Polsce to normalność, ale spróbujmy spojrzeć na to świeżym okiem repatrianta co wcześniej w Polsce nie jeździł bo zanim wyjechał był za biedny żeby kupić samochód (nawet rower ciężko było kupić).
No więc ktoś chcąc jechać nieprzepisowo powoduje niebezpieczną sytuację i w ten sposób zmusza mnie do ucieczki na prawy pas, pomimo że jadę równo z limitem.
Robiąc to zachowuje się tak, jakbym to ja łamał przepisy, jakby to on miał jakieś dziwne pierwszeństwo. Naprawdę tylko mi to przeszkadza?
Jestem w trakcie wyprzedzania, skończę wyprzedzać to zjadę, wtedy rób co chcesz. Nie będę wjeżdżał między TIR-y kiedy one jadą w odpowiednich dla siebie odstępach, bo to tylko trochę mniej niebezpieczne od głupka na ogonie.
TIR jedzie tak, żeby mógł wyhamować jeśli ten z przodu zacznie nagle hamować. Trzyma swój dystans, bo prowadzi go zawodowy kierowca który często ma jakieś pojęcie o tym co robi.
Jak wjeżdżam pomiędzy, to ten dystans robi się o połowę za mały.
Jeżeli coś się wydarzy z przodu, to jestem kanapką między dwoma TIR-ami, bo ten za mną nie ma dość miejsca by wyhamować. Bo uciekając przed osłem na zderzaku zabrałem mu to miejsce.
Na polskiej autostradzie do wyboru mam bycie najechanym z tyłu przez osobówkę przy 140kmh lub przez TIR-a przy 90 km/h.
Taki typowo polski wybór między dżumą a cholerą.
Jazda na zderzaku bez odstępu to norma na polskich drogach, nikogo to nie dziwi, każdy uważa że to jest w porządku.
Nie to nie jest w prządku. To jest bardzo niewporządku i cały ten kraj się składa z takich rzeczy niewporządku.
Politycy wiedzą doskonale co się dzieje. Od czerwca 2021 wchodzi zakaz jazdy na zderzaku – bez sankcji czy z jakimś symbolicznym mandatem 100 PLN.
300 razy mniej niż za brak maseczki.
Chodzi o to, żeby zrobić coś na niby i jednocześnie nie wkurzyć piratów drogowych. Statystyki wypadków nie drgną nawet od tego, bo to są działania pozorne (nasza narodowa specjalność).
W krajach gdzie drogi są bezpieczne, państwo nie boi się zepsuć trochę humoru wyborcom.
Poniżej naprawdę bardzo łagodna jak na możliwości irlandzkiego RSA (Road Safety Authority – państwowa agencja bezpieczeństwa drogowego) reklama społeczna dotycząca bezpieczeństwa na drodze:
U nas to ostatnia rzecz jaka mogłaby polecieć w państwowej TV. Irlandczycy się nie cackają i po prostu wypełniają zadanie państwowej TV. Jak ktoś przełączy kanał, to trudno.
Przypominam: Irlandia ma jedne z najbezpieczniejszych dróg w UE.
Poniżej klasyk RSA sprzed kilkunastu lat, już dla widzów o nieco mocniejszych nerwach. Reklamę tą zna większość dorosłych Irlandczyków.
W naszym bantustanie musi wystarczyć Zenek… niech żyje zabawa i dziewczyna młoda (żyje póki nie wyleci przez przednią szybę z 20-letniej BM-ki na trzech kołach która magicznie przeszła przegląd bez hamulców i pasów).
Powyższe widoki zostawiamy służbom.
Jak się czuje strażak wycinający ofiary z aut?
Jak się czuje policjant oglądający na codzień drogowe jatki wiedząc, że „zawodowców” nigdy nie zatrzyma bo ci jeżdżą z Yanosikiem?
Wiedząc że spotka ich już za późno – na miejscu wypadku? Jak się czuje lekarz czy ratownik medyczny ratujący ofiary drogowych bandytów?
Tego się z telewizji nie dowiemy, bo byłoby to pewnie zbyt niemiłe. Nie tak ciekawe jak bezcelowa polityczna przepychanka 24h – podczas kiedy realne problemy pozostają nierozwiązane.
W tym kraju limity prędkości i prawo w ogóle są dla frajerów.
Państwo i git ludzie robią co chcą i jeżdżą jak chcą.
Pan jedzie, z drogi chamie bo dostaniesz kopniaka.
Wracając do jazdy na zderzaku – no więc zjeżdżam na prawy, bo taki “pasażer” z tyłu to przyczyna wielu wypadków na autostradach – ja chcę żyć.
Chcę dojechać z A do B, to wszystko, nie chcę sam zginąć ani zrobić krzywdy innym. Proste nie?
Ulegam tej zderzakowej przemocy, bo chcąc jeździć przepisowo nie mam innego wyjścia.
Wlokę się 90km/h za tirami wypatrując okazji kiedy żadnego “pana” nie ma na lewym pasie.
W normalnym kraju włączylibyśmy sobie wszyscy tempomaty i jechali 120-140 km/h. Płynnie, wygodnie, ekonomicznie – wszyscy w jednym tempie.
W Polsce grupa „uprzywilejowanych” (ten przywilej daje im bierne państwo, nie egzekwując przepisów) jeździ 200km/h, reszta ucieka na prawy i jedzie 90 za tirami.
Skaczemy sobie 90-140 i tak w kółko, marnując paliwo i czas.
Super kraj. To po chuj te autostrady budowaliście za ciężkie pieniądze podatnika?
90 km/h to se na drodze krajowej mogę jechać bez łaski i bez najwyższych w Europie opłat (autostrada Kulczyka).
Patologiczna sytuacja na drogach to doskonała przenośnia życia w Polsce w ogóle.
W Polsce uczciwy człowiek musi się chować po kątach i wszędzie dostaje w dupę od bezkarnych cwaniaczków.
Z jednej strony bandziorek w Audi terroryzuje cię na drodze, z drugiej patodeweloper (często ta sama osoba) obdziera Cię ze skóry pospołu z bankierem.
Oszuści w białych kołnierzykach kompletnie bezkarnie wymyślają kolejne polisolokatki z miniratką.
Na mojej ulicy (jedna z głównych ulic dużego miasta) są trzy nielegalne kasyna z automatami, jedno obok drugiego niemal. Parę miesięcy temu pod tymi kasynami Policja wlepiała przechodniom mandaty za brak maseczki… to jest Polska w pigułce.
Jednocześnie ta sama policja realizuje ochronę pieszych poprzez wlepianie im mandatów… choć statystycznie to nie oni są sprawcami wypadków, w których giną…
Polska to kraj specjalizujący się w tego typu działaniach pozornych.
Państwo udaje że niczego nie widzi i kasuje podatki. Podobnie jak nie widzi ludzi zabijanych na przejściach dla pieszych – przez różnych instruktorów szybkiej a bezpiecznej jazdy formatu Froga (8 lat sprawa trwa).
Polska jako kraj nie potrafi sobie poradzić nawet z ruchem drogowym a chce się zabierać za budowę elektrycznych samochodów – kolejne brednie zamiast rozwiązań dla prawdziwych problemów.
Nie jest zaskoczeniem, że z ruchem powietrznym też sobie nie tak dawno kiepsko poradziliśmy, i to na najwyższym szczeblu. Dokładnie w tym samym stylu, w jakim jeździmy po drogach – mając w dupie przepisy i bezpieczeństwo.
Wyciągneliśmy też dokładnie te same wnioski – nie nasza wina, my jesteśmy super, to na pewno jacyś oni, pieszy „wtargnął” na przejście, niemożliwe żeby nasze orły popełniły błąd.
Sami sobie fundujemy to piekiełko, godząc się na zło pozwalamy mu rosnąć aż zapuka do naszych drzwi.
Oby nie były to drzwi przytulnego mikroapartamentu na start, gdzie spędzisz resztę życia na 12mkw niczym w celi spłacając 35-letni kredyt za tą celę.
Albo drzwi kostnicy gdzie będziesz identyfikować zmasakrowane zwłoki bliskiej osoby.
Bądź Polaku mądry przed szkodą tym razem, choć raz.
P.S.
Na wideo które posłużyło jako pretekst do napisania tego posta natrafiłem bo zamierzam kupić skuter 125cc. Miałem nadzieję że jako początkujący dowiem się czegoś wartościowego od doświadczonych polskich motocyklistów.
Wiele słyszałem o przyjaznych stosunkach wśród użytkowników dwóch kółek i cieszyłem się na dołączenie do nich.
Myślałem że znajdę videa o sposobie obserwacji drogi, jakieś porady dotyczące pozycji na drodze, jakieś unikalne dla jednośladów triki zwiększające moje bezpieczeństwo jako początkującego skuterzysty.
W polskim Internecie czegoś takiego nie znalazłem. Bezpieczeństwo polskich motocyklistów interesuje średnio – co widać w statystykach niestety.
Z rzeczy po polsku mogę jedynie polecić książkę Davida L. Hough’a pt. „Strategie Uliczne”, można używki dostać jak się poszuka.
Zacznę więc sobie od podstaw, czyli od instruktora.
Jeździłem z instruktorem samochodem przestawiając się z ruchu lewostronnego – polecam każdemu w podobnej sytuacji, zwłaszcza jeśli jak ja wcześniej nigdy nie jeździłeś po prawej stronie – dobrze wydane pieniądze.
Dla mnie skuter 125cc – podobnie jak rower i samochód – jest środkiem transportu z A do B.
W wielu przypadkach może być on wygodniejszy i przyjemniejszy.
Uważam że wleczenie się samochodem którego nie ma gdzie parkować to często bezsens. Poza tym skuter pali mniej niż połowę tego co samochód.
Skuter to zysk dla mnie, bo nie stoję w korkach i zawsze mam gdzie zaparkować oraz zysk dla kierowców samochodów – bo mają o jednego mniej przed sobą w korku i o jedno miejsce parkingowe więcej dla siebie.
Rower nie ma kierunkowskazów i jest moim zdaniem niezbyt bezpieczny tam gdzie nie ma infrastruktury rowerowej. Zwłaszcza skręty w lewo są problematyczne, będąc dużo wolniejszym nie zmienisz łatwo pasa itp.
W mieście różnica prędkości między rowerem a samochodem może być spokojnie 50km/h i więcej.
Co bardziej “uprzywilejowani” będą wykonywać manewry wyprzedzania w miejscach, gdzie nie ma do tego warunków.
Takie wyprzedzanie to w końcu nasza narodowa specjalność.
Uważam że bezpieczniej jest więc móc utrzymać mniej więcej tą samą prędkość co samochody – wtedy przynajmniej nie będą wyprzedzać, można się skupić na tym co się dzieje z przodu.
Niestety w tej polskiej dziczy drogowej poważnie obawiam się, że stracę na tym skuterze zdrowie lub życie. Waham się i szykuję do tego skutera jak na obóz przetrwania.
Jestem pewny, że nie jestem jedynym człowiekiem mającym takie dylematy. Niejeden wsiadłby na rower czy skuter – przynajmniej w sezonie. Tyle że się boi.
To że człowiek zamiast założyć kask i wsiąść na rower/skuter musi kombinować czy na pewno jest gotowy na to szalone ryzyko jest cholernie smutne.