Zacznę od tego po co jest ten post. Ma on ulżyć cierpieniu, które moim zdaniem jest zbędne.
Cierpienie to zadają nam – za naszą zgodą – media (tradycyjne i społecznościowe), polityka i reklama (także w wersji influencerskiej).
Są to rzeczy zbędne, zajmujące o wiele za dużo naszego czasu i przynoszące same straty.
Dlatego w tym poście proponuję wyrzucenie tych śmieci ze swojego życia (na ile to możliwe) – bo nic nie możesz na nich zyskać, a do stracenia masz bardzo wiele.
Posługuję się tu własnym doświadczeniem wieloletniego już detoksu od fejsbunia, mediów, reklam i polityki. Nie zawsze doskonałego, ale na pewno przynoszącego mi realne korzyści.
Przestawszy niepotrzebnie cierpieć poczujesz się lepiej, będziesz lepszym mężem, żoną, człowiekiem, pracownikiem, rodzicem. Wtedy faktycznie zmienisz świat – ten swój mały wokół ciebie, nie ten wielki.
Pamiętam skecz jednego ze standuperów (niestety nie pamiętam nazwiska). Opowiada on jak zajechał komuś drogę po czym ten ktoś zrównuje się z nim na kolejnym skrzyżowaniu. Człowiek ten otwiera okno i wykonuje gest kręcenia korbką, żeby nasz bohater opuścił okno swojego auta i dał się zbluzgać.
Tutaj standuper pyta: “żartujesz gościu, to ja mam jeszcze pomagać ci w zbluzganiu mnie?”.
To jest piękny moment, ponieważ my wszyscy dobrowolnie odkręcamy to okno mediom, polityce, reklamom – i sami współpracujemy z nimi przy naszym własnym praniu mózgu.
Ta nieświęta trójca – media, polityka i reklama to nieproszeni goście w naszych głowach, goście którzy sieją strach, chaos i niszczą nasze poczucie własnej wartości.
Marnujemy swój czas i pozwalamy niszczyć nasze zdrowie i jakość życia.
Czas się z tego durnego układu wypisać i zająć się swoimi sprawiami. Sprawami, które faktycznie możesz próbować zmienić, bo…
Świata nie zmienisz
Niezależnie od tego jak bardzo jesteś wkurwiony i sfrustrowany, świat sobie będzie dalej taki jaki jest.
Twój gniew i wściekłość go nie zmieni. Jesteś wobec tego świata w zasadzie bezsilny.
Już Jezus wpadł na to, że wybaczając swym oprawcom chronisz sam siebie przed męką bezsilnej nienawiści. Tu zupełnie nie chodzi o tych, którzy cię skrzywdzili. Chodzi o to żeby chronić siebie przed pogarszaniem już i tak złej sytuacji.
Nienawiść i wściekłośc niszczy i pożera ciebie – świat ma to w dupie. Więc odpuść a przynajmniej zmniejszysz swoje cierpienie o to, które możesz kontrolować.
Tak ja rozumiem chrześcijańskie wybaczanie wrogom – jako akt rozsądku, a nie jako akt wielkodusznej szlachetności i moralnej wyższości. I jestem jak najbardziej za tym, żeby wrogom dokopać jak tylko będzie realna okazja.
Jestem natomiast przeciwny szarpaniu się z którego nic nie wynika poza szkodami dla mnie samego. Dlatego aktywnie unikam wkurwiania się na rzeczy których nie mogę zmienić – politykę, świat, prawo, większość ludzi.
Innymi słowy unikam doprowadzania się do bezsilnej złości. Akceptuję fakt, że świata nie zmienię. Mogę zmienić siebie, a i to tylko trochę.
Nie stawiając sobie kompletnie kretyńskiego celu jakim jest zmiana świata na lepsze, nie cierpię z powodu nieuchronnej porażki.
Zamiast tego mam sukcesy: pomogłem przyjacielowi, spędziłem czas z rodzicami, naprawiłem coś (o jeden chiński śmieć mniej), nauczyłem się czegoś. Porozmawiałem z kimś na ulicy, sprawiłem że czyjś dzień jest trochę mniej chujowy. Nie byłem dupkiem i wpuściłem kogoś jadąc autem.
To są sukcesy na miarę jednego zwykłego człowieka.
W naszej kulturze pokazuje się nam jako wzór ludzi którzy pomimo przeciwności osiągnęli cel i upragnioną zmianę.
Nie pokazuje się nam wszystkich innych, którzy do celu parli lecz nie dotarli, zmarnowali sobie życie lub wręcz życie to stracili.
Polecam poczytać o tych, których nieźle zachowane szczątki leżą na Mount Everest. To byli bardzo zmotywowani ludzie odważnie prący do celu.
Media, polityka i reklama zawsze nam powtarzają, że powinniśmy stać się kimś lepszym, mieć wielkie cele, być wierni ideom (zwłaszcza tym co bardziej kretyńskim) realizować potencjał, żeby zmieniać świat.
To są kołczingowe brednie.
Superbohaterowie mają moce, ty jesteś zwykłym człowiekiem. Nie rób tego co oni bo zrobisz sobie kuku.
Większość z nas nie umie zmienić koła w samochodzie. Większość z nas ma tak niewielki wpływ na samych siebie, że nie potrafimy schudnąć czy nauczyć się nowego języka.
Tak wyposażeni mamy zmieniać świat? Nie mamy do tego kwalifikacji. Po co nam wciskać, że to właśnie powinno być celem naszego życia?
Poza tym skąd wiemy, że zmienimy to co jest na coś lepszego? Jak się skończyły eksperymenty z socjalizmem (lub narodową odmianą tegoż)? Skończyły się koszmarem.
Myślisz że ludzie naprawdę tego koszmaru chcieli? Że chcieli wojen, obozów, głodu i zniszczenia?
Tak jak dzisiejsi nieprzekonani przez setki milionów trupów idealiści chcieli raju na ziemi. “Tym razem się uda”.
To co jest dzisiaj niekoniecznie jest gorsze od tego, co może się stać kiedy idealiści zaczną majstrować przy naszej chwiejnej równowadze.
Wmawianie ludziom, że mają jakikolwiek wpływ na cokolwiek poza swoim własnym życiem (a i tu wpływ jest cholernie ograniczony – spróbuj np. rzucić fajki na początek) jest szkodliwe i niebezpieczne.
Sprawia to że wyznaczamy sobie cele niemożliwe do zrealizowania i czynimy się w ten sposób nieszczęśliwymi.
Świata nie zmienisz, nie jesteś zwycięzcą, najprawdopodobniej niczego wielkiego nie dokonasz. To nie jest zła wiadomość, to wielka ulga i początek lepszego życia.
Zacznij nosić takie ciężary, jakie jesteś w stanie udźwignąć.
Młotek Sołżenicyna
Nie chciałbym sprowadzić niezmieniania świata do absurdu i nie zachęcam do bierności wobec ewidentnego zła.
Może nadejść taki moment, opisany przez Aleksandra Sołżenicyna, kiedy należy stanąć w ciemnej bramie z młotkiem w ręku wyczekując na tych, którzy przyjdą cię aresztować.
Chodzi o to, że fizyczny opór stawiony w odpowiednim czasie ma sens, bo tyranicznej władzy zabraknie w końcu ludzi w systemie kontroli. Nie będą mieli kogo po ciebie wysłać…
Oczywiście trudno byłoby określić czy ten moment już nastąpił, czy opresja państwa sięgnęła za daleko a ty nie masz już i tak nic do stracenia.
Sam Sołżenicyn ten moment przegapił.
Media Społecznościowe
Nie masz tutaj nic do wygrania. Możesz się jedynie stać głodnym uwagi narcyzem kreującym nierealny wizerunek siebie.
Tak to jest bardzo przyjemne, poznałem to na własnej skórze. Dziś ze wstydem wspominam swoją własną działalność na fejsiku.
Fejsik to przyjemny substytut interakcji społecznych. Interakcje tam są czyściutkie, bezpieczne i w większości miłe.
Kłótnie – inaczej niż w realnym świecie – nie niosą ze sobą nieodłącznej i działającej cywilizująco groźby oberwania po mordzie (z męskiego punktu widzenia oczywiście).
Można sobie pozwalać na więcej.
Myślę że fejs wyciąga z nas i pielęgnuje narcyzm oraz chęć bycia podziwianymi.
Te miłe bodźce programują nas abyśmy wracali po więcej. Zamiast żyć, siedzimy przy kompie i jak ten szczur w laboratorium naciskamy wajchę z dopaminą.
Ponieważ wszyscy prezentują tam nieprawdziwy wizerunek siebie, to łatwo czuć się gorszym.
Fejsik to taki photoshop życia.
Ty wiesz że udajesz, ale jest szansa że inni faktycznie żyją to cudowne życie jakie widać na ich profilach.
Może właśnie dlatego udajesz, żeby dorównać innym?
Poza tym że stajesz się skretyniałym narcyzem, na fejsbuniu jesteś też faszerowany propagandą, polityką i reklamami.
Na fejsie jesteś zwierzyną łowną dla wszelkiej maści aktywistów, naprawiaczy świata, wojowników o sprawiedliwość oraz indywidua kochające zwierzęta bardziej od ludzi.
Nie możesz tam nawet napisać co o tym wszystkim myślisz bo Cię zjedzą żywcem. Prawdę mówiąc oni tylko czekają na taką okazję.
Chcesz wiedzieć co u znajomych? Zadzwoń to ci powiedzą.
Wartościowe przyjaźnie dadzą sobie radę bez fejsbuka. Na te które go potrzebują szkoda czasu – nie zaistniałyby w prawdziwym świecie.
Trzeba wziąć telefon do łapy i zaprosić kumpla na piwo czy na ryby. Jak wykażesz inicjatywę to będziesz mieć życie towarzyskie – w realu.
Pozbycie się fejsbunia działa oczyszczająco.
Trudno mi naprawdę wskazać coś dobrego co mogłoby wyniknąć z brania udziału w tym fejsbukowym festiwalu mikrocelebrytów.
Rzeczy które możesz zrobić:
- usunąć konto na fejsie i znaleźć sobie coś pożytecznego do roboty
- przynajmniej ograniczyć korzystanie z fejsa
Media tradycyjne
To potężni truciciele naszych umysłów. W pogoni za zasięgami (czyli dostępem do Ciebie który mogą sprzedać reklamodawcom) stawiają na sprawdzony zestaw budzących silne emocje informacji.
W mediach głównego nurtu w zasadzie nie ma informacji które mogłyby być w jakikolwiek sposób pożyteczne.
To papka złożona z polityki, nieszczęść, celebrytów i podobnego chłamu, który jest ci po nic i nijak się ma do twojego życia.
Pozbywając się tego śmietnika ze swojego życia nie tracisz absolutnie nic.
Mając kilkanaście (12-14) lat standardowo bywaliśmy z kuzynem pod namiotem. Łaziliśmy po lesie, spływaliśmy kilometrami rzeką na pontonie, paliliśmy ogniska, robiliśmy co chcieliśmy, nosiliśmy przy paskach finki (rodzaj sporego harcerskiego noża).
W dzisiejszych czasach taka swoboda jest nie do pomyślenia. Nie dlatego że dzieciaki są głupsze czy mniej odpowiedzialne.
Po prostu rodzice straszeni dzień i noc przez media nie byliby w stanie dać dzieciakom odrobiny tej niezbędnej do rozwoju wolności.
Ze strachu wychowują ludzi strachliwych i mniej samodzielnych.
Dawniej nie było bezpieczniej – było mniej mediów a zawartość tych mediów nie była aż tak nastawiona na straszenie i szokowanie.
Media konkurują ze sobą w szokowaniu widzów, przełamują kolejne bariery przyzwoitości.
Wyrzucając media ze swojego życia robisz sobie tylko przysługę. Bombardowanie wypadkami, tragediami, przestępstwami itp. sprawia że dramatycznie przeceniamy częstotliwość występowania tych zjawisk.
Poza tym żyjemy w strachu, targani emocjami, adrenalina i kortyzol zabierają nam spokój i radość.
Od oglądania tego całego gówna nie będzie ci lepiej, nie dowiesz się nic ważnego.
Więc przestań oglądać ten chłam.
Rzeczy które możesz zrobić:
- unikać stron z newsami itp.
- mieć w głowie listę stron których nie będziesz odwiedzać
- zadać sobie pytanie czy dana treść jest mi do czegokolwiek potrzebna
Polityka
Politycy tak naprawdę nie są w stanie rozwiązać żadnych poważnych problemów. Dlatego sprytnie wymyślają nam inne, dużo prostsze – i obiecują je rozwiązać.
Po prostu wymyślają nam nowe, dodatkowe problemy i starają się zwrócić na nie naszą uwagę.
Przychodzą, walą cię młotkiem w palec po czym dają tabletkę przeciwbólową.
Hokus-pokus i już nie myślisz o tym, że od średniej krajowej płaci się w Polsce 30% podatku, a potem od tego co zostało 23% vatu, bo właśnie “dostałeś” całe pięć stówek!
Politycy skupiają twoją uwagę na problemach dotyczących marginalnych mniejszości – zamiast rozwiązywać duże problemy dotyczące ogółu.
Jesteś jak dziecko któremu ciągle ktoś mówi “popatrz, ptaszek leci!”.
Nie spieramy się o to, czy więcej wydać na naukę, na zdrowie, czy inwestować w starych czy młodych. Nie debatujemy godzinami o tym, jak uczynić nasz kraj dobrym, bezpiecznym miejscem do życia dla możliwie dużej liczby ludzi.
To w ogóle nie jest cel. Polityka zamiast czynić nas wspólnotą w której chcielibyśmy uczestniczyć, robi z nas wrogów.
W ogóle nie zadajemy sobie pytania co powinniśmy zrobić żeby dobrze było się urodzić w Polsce. Nie zastanawiamy się nad tym jak się do siebie zbliżyć, jak sprawić by każdy chciał być pożytecznym członkiem naszego społeczeństwa.
Zamiast wyciągniętej ręki mamy zaciśnięte pięści. To jest bardzo niezdrowe i podważa sens istnienia państwa czy narodu.
Demokracja daje ci iluzję wpływu na kształt tego państwa. W rzeczywistości twój głos nie znaczy nic.
Tak wiem, to zaprzeczenie wszystkiego co na okrągło jest ci pchane do głowy. Idź, głosuj, bo jak nie to inni cię przegłosują.
Człowieku, i tak cię przegłosują, czy pójdziesz czy nie. Masz jeden głos i tyle. W ogóle się tym nie zajmuj, to daremna sprawa.
Oddając głos oszukujesz siebie i jesteś kolejną małą wygraną PR-owców jątrzących rany które najpierw sami nam zadali.
Udało im się tak ciebie wkurwić, że w niedzielny poranek polazłeś żeby postawić krzyżyk przy nazwisku człowieka którego nie znasz, nigdy nie widziałeś, nie rozmawiałeś z nim, który może mieszkać 500km od ciebie a kandyduje tutaj bo tak zdecydowała jego partia.
Gość ten to najprawdopodobniej jakiś głupek-karierowicz robiący pólegalne interesy, dbający o własne dobro i nic więcej.
Osoba ta nie kiwnie palcem w żadnej z twoich spraw, zostawszy posłem, senatorem czy radnym pokaże ci środkowy palec i przez kolejne cztery lata będzie się zajmować kręceniem własnych lodów.
Weź ty się człowieku w ten niedzielny poranek wyśpij. Wyspany ty będziesz milszy dla otoczenia, to więcej warte niż głosowanie na takiego czy innego palanta.
Jeżeli wierzysz, że jedni czy drudzy zrobią coś lepiej, to jesteś opętany ideologią i PR-owską szarlatanerią. Jesteś człowiekiem który wierzy że woda niegazowana firmy A jest lepsza niż firmy B – mając identyczną wodę pitną w kranie…
Podobnie jak marki mleka, polityków różni opakowanie i inne drobne niuanse.
Oni to opakowanie i niuanse wyolbrzymiają do absurdalnych rozmiarów, czyniąc z nich właściwą treść.
Polityka operuje w całości na zastępczych tematach i wykreowanych przez siebie problemach. Nie rozwiąże ona twoich realnych problemów, więc rozsądnym jest olać ją kompletnie.
To że przegłosujesz jednego zwolennika przeciwnej partii niczego nie zmieni. Nie przegłosujesz opętanych ideologią mas, grup interesów, grup zawodowych itp.
Nie przegłosujesz lobbystów i korporacji – oni dopną swego niezależnie od tego na kogo głosujesz. Po prostu dogadają się z tymi, którzy wygrają.
Możesz spokojnie olać wybory, świat i tak będzie robił swoje. Widziałeś kiedyś wybory wygrane o jeden głos? Nie? To daj sobie spokój z wyborami bo to bzdura.
Fajnie jest zdać sobie z tego sprawę, przestać się tym zajmować i martwić. Przyjmij do wiadomości, że twój głos nic nie zmieni i nie zachowuj się tak, jakby coś zmieniał.
Politycy sprawiają że spieramy się o kwestie ideologiczne, światopoglądowe, rzeczy które w ogóle powinny być poza sferą zainteresowania państwa.
Żyj po swojemu i wierz w co chcesz, daj żyć innym, co państwu do tego? A politycy niech się lepiej zajmą szkołami, szpitalami, drogami itp.
Podobnie jak media i reklama politycy żerują na naszych emocjach demolując przy okazji nasze zdrowie psychiczne i resztki postaw obywatelskich.
Wyrzucenie ze swojego życia tego całego szamba na które nie możesz nic poradzić może ci tylko pomóc.
Rzeczy które możesz zrobić:
- nie oglądać politycznych programów i newsów
- świadomie unikać stron z newsami
- nie słuchać radia gdzie lecą programy polityczne
- nie subskrybować politycznych kanałów
- wyrabiać u siebie nawyk odrzucania politycznych treści
Reklama
Reklamy z założenia mają uczynić cię nieszczęśliwym. Reklamowany produkt ma usunąć to uczucie i zamienić je w szczęście.
Podobnie jak politycy, reklama nieustannie kreuje nieistniejące problemy po czym podsuwa ich rozwiązanie.
Zadaniem reklamy jest wywołać psychiczny dyskomfort, uwypuklić twoje niedostatki.
Kobiety mają się czuć nie dość piękne, mężczyźni nie dość męscy. Dzieci mają czuć się gorsze nie mając jakiegoś tam drogiego gówna.
Masz się bać (pneumokoki!) masz się czuć jak gówno aż kupisz nowy telefonik, nowy ciuch, nowe buty – wszystko to zrobione w Chinach oczywiście.
W przerwach między powyższym masz sobie wmawiać choroby i niedobory witamin.
Wpuszczanie tego szajsu do twojego życia i głowy to przejaw skrajnej głupoty. Człowiek mający mniejsze potrzeby ma więcej czasu, bo nie musi go oddawać pracując na zbędne gadżety.
Nie ma nic cenniejszego niż czas, w którym robisz to co chcesz. Czas jest nie do kupienia.
Steve Jobs nie żyje i nie było takich pieniędzy za które ten sprzedawca horrendalnie drogich gadżetów modowych z jabłuszkiem mógłby kupić sobie więcej czasu na tej planecie.
Reklama to gadanina mająca – niczym wódka według Jana Himilsbacha – wprowadzać element baśniowy do zupełnie zwyczajnych przedmiotów dnia codziennego.
Tymczasem najlepiej gdyby te przedmioty te spełniały swoją funkcję i tyle.
Pomyśl – każdy ciuch, telefon, gadżet, niepotrzebny zakup lądujący w śmieciach to kawałek twojego życia. To długie godziny spędzone na robieniu rzeczy których nie lubisz robić.
To godziny zabrane dziecku, rodzinie, partnerowi, twoim pasjom i zainteresowaniem. Tutaj leżą, w śmietniku.
Może zamiast cen na metkach powinny być godziny życia które musisz oddać żeby mieć daną rzecz. Może wtedy byśmy się opamiętali…
Za rzeczy można dostać pieniądze, ale za pieniądze nie można dostać czasu, bo ten jest dobrem skończonym.
Zamiast zrobić ze swoim czasem coś pożytecznego, przeznaczyłeś go na zarabianie na marketingowe iluzje.
Człowieku, za 150zł można kupić porządny telefon (mój kosztował 130zł używany na OLX, zainstalowałem na nim najnowszego Androida 11 z uaktualnieniami co tydzień i z wyciętymi opcjami szpiegowskim).
Flagowce za 20 razy tyle dostają ze dwa-trzy uaktualnienia w trakcie swojego życia – jeśli w ogóle. Ja mam Androida z przedwczoraj.
Niemal 10-cio letni czterordzeniowy procesor i5 w moim kompie radzi sobie z dzisiejszymi grami, o zaawansowanych programach graficznych nie wspominając.
Wiem co mówię, żyję z pracy na kompie.
Mój rower został wyciągnięty z graciarni znajomego i przeze mnie naprawiony za 120zł (łańcuch, opony, linki + trochę pracy) idzie jak burza, zostawiam go gdzie chcę. Jak ukradną to znowu ktoś mi da innego trupa do naprawy.
Mój samochód ma 8 lat i jest nieprestiżowej marki, typowe auto zwykłego żuczka – tanie części, jeździ, jest wygodny.
Gdybym chciał udawać kogoś kim nie jestem przed ludźmi których nie znam, musiałbym za niego zapłacić dwa razy tyle albo kupić dwukrotnie starsze auto z „prestiżowym” znaczkiem.
Co z tego że zarobisz na dobre życie, kiedy nie starczy ci czasu na samo życie?
Reklama ma służyć tym, którzy chcą coś sprzedać. Twój interes jest nieistotny, ty masz kupić. Nie ma scenariusza w którym reklama miałaby przynosić ci korzyść.
Może ona tylko szkodzić strasząc, wprowadzając w błąd, obniżając twoje poczucie własnej wartości, kreując chęć posiadania zbędnych rzeczy.
Unikanie reklamy to ABC dobrego zdrowia psychicznego.
Reklama to nic do zyskania i dużo do stracenia – więc unikaj jej jak ognia.
Influencerzy – reklama o zwiększonej szkodliwości społecznej
Influencerów należy zakwalifikować jako reklamę bo do tego sprowadza się ich działalność.
Można powiedzieć że influencerzy to reklama o szczególnej szkodliwości, dlatego należałoby ich unikać w pierwszej kolejności. Odsubskrybować i niech te półgłówki spadają na drzewo.
Są to ludzie pozbawieni skrupułów, gotowi reklamować absolutnie wszystko jeśli kasa się zgadza.
Influencerzy łączą w sobie wynaturzenia mediów społecznościowych i reklamy.
Jest to trucizna na wielu płaszczyznach bo z jednej strony pokazując swoje nierealne życie erodują Twoje poczucie własnej wartości, z drugiej wciskają ci bezwartościowe rzeczy.
Rzeczy które możesz zrobić:
- zainstalować adblocka na wszystkich swoich urządzeniach
- zainstalować adblocka na urządzeniach bliskich
- odpuścić sobie telewizję
- nie subskrybować influencerów
- zastanowić się nad tym, czy dana rzecz jest ci naprawdę potrzebna
- rozumieć, że reklama jest szkodliwa i że należy jej unikać
Czy to wszystko faktycznie pomaga?
Ciężko mi jest w stu procentach wiarygodnie stwierdzić, na ile życie bez reklam, polityki i mediów poprawiło mi samopoczucie. Po prostu nie mam do porównania wersji mnie, która cały ten chłam by konsumowała.
Zdarza się, że te treści gdzieś tam do mnie dotrą, jestem w moim postępowaniu dość racjonalny i sporo jednak do mnie przecieka.
Mój eksperyment na pojedynczym człowieku czyli mnie pozbawiony jest grupy kontrolnej.
Jestem pewny, że w najgorszym razie niczego nie straciłem.
Instynktownie czuję, że wpuszczając pewne rzeczy do mojego życia lub nie mogę sobie zaszkodzić lub pomóc.
Że nie jest to obojętne, jakie treści konsumuję.
Ja rozumiem że świat bywa paskudny i nie chodzi mi o to, by żyć niczym Budda w ogrodzie pozbawionym cierpienia.
Chodzi mi o proporcje. Świat prezentowany w mediach to jakaś totalna dystopia gdzie wszystko idzie źle i kończy się fatalnie.
W mediach społecznościowych widzimy coś przegiętego w drugą stronę – obraz nierealny, jedno wielkie pasmo sukcesów i radości czyniące twoje zwykłe życie szarym i mało ciekawym.
W reklamach ciągle jak nie na coś chorujesz to jesteś gorszy, głupszy niż sąsiad, ominęła cię okazja, jedna wielka manipulacyjna papka.
Gdzie się nie obrócimy tam dobijają się do nas bezustannie treści które komuś służą. Ale czy służą one nam?
Uważam że trzeba samemu zacząć to aktywnie filtrować, jeżeli mamy zachować zdrowie psychiczne. Tego jest za dużo.
To się wdziera do naszych głów na coraz większą skalę i coraz mniej nad tym panujemy z nosami w telefonach.
Kiedy odwiedzam rodzinę lub znajomych, czuję radość nie znając nazwisk ani twarzy kłócących się w ich telewizorach polityków. Sam nie mam telewizora od lat.
Takie wizyty to także jedyny moment, kiedy widzę reklamy. Poziom ich skretynienia nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Jak w ogóle można to oglądać i nie zwariować?
Patrzę na to okiem kogoś, kto takich rzeczy prawie nie widuje i mogę ci powiedzieć, że na pewno nie jest to nic dobrego.
Myślę że moment kiedy to wylewające się z miediów polityczno-reklamowe szambo staje się czymś normalnym jest bardzo niebezpieczny.
To znaczy, że utraciliśmy wrażliwość i krytycyzm. Że oswojono nas z nienormalnością tego wszystkiego.
Jeśli więc całe to medialno-społecznościowe badziewie wydaje ci się normalne, to jest to sygnał żeby zafundować sobie od tych rzeczy detoks.
Gorąco do tego namawiam.
PS
Ten post jest po części inspirowany książką „Walden Two” B.F. Skinnera (nie jestem pewny czy istnieje polska wersja językowa, wersję angielską można „wypożyczyć” za darmo w Open Library)
Prezentowane w tej książce poglądy okazały się bardzo zbieżne z moimi własnymi i pomogły mi lepiej zdefiniować rzeczy o których tu piszę.