Kuchniosalon to był strzał w dziesiątkę. Jakiś patoarchitekt wpadł na genialny w swej prostocie pomysł, jak sprzedawać mieszkania (przepraszam: apartamenty oczywiście) bez kuchni.
Pokój z kuchnią – inaczej kawalerka – w magiczny sposób stał się apartamentem dwupokojowym. I kompletnie nikogo to nie dziwi.
Analogicznie, apartament dwupokojowy stał się trzypokojowy i tak dalej w górę.
Jak doskonały był to pomysł niech świadczy fakt, że w zasadzie nie sprzedaje się już dzisiaj nowych mieszkań z kuchniami.
Osobna kuchnia – niegdyś rzecz oczywista – to dziś luksus na który stać jedynie bogaczy.
- Słownik pojęć używanych przez deweloperów i agentów nieruchomości
- O za małych mieszkaniach, w których przyjdzie nam umrzeć
- Co będzie kiedy pęknie bańka mieszkaniowa – szykujcie portfele i ściskajcie pośladki
- Dlaczego mieszkania nie stanieją (bo inwestują w nie politycy, niestety)
- Generator szurowskich imion i nazwisk – włącz myślenie!
Podobne posty:
Naiwnością byłoby myśleć, że deweloperzy poprzestaną na powyższym.
Przy cenach za metr kwadratowy mieszkania w okolicach 10 tysięcy zł liczy się każdy sposób który pozwoli sprzedawać coraz mniejsze mieszkania za coraz więcej kasy.
Oto garść pomysłów na patodeweloperskie oszczędności.
Łazienka Ekologiczna
W pomieszczeniu metr na metr wystarczy zainstalować kibel w stylu wschodnim (dziura z miejscami na stopy), tak jak na Ukrainie.
Właściwa optymalizacja polega na tym, że nad tym przypominającym brodzik kiblem dodajemy także prysznic.
W prospektach będziemy oczywiście używać słowa łazienka na określenie tego pomieszczenia.
Żeby uniknąć pozwów od rodziców których dziecku nóżka utknęła w dziurze podczas mycia będziemy oferować specjalne plastikowe wieczko zakładane na otwór – płatne ekstra.
Będzie nawet taka reklama w radio z wierszykiem o tym że się maluch boi do łazienki bo tam dziura ale sprytny tata przyniósł zatyczkę i już można się kąpać.
Na wizualkach walniemy ładne kafelki, jakieś lustra “powiększające optycznie pomieszczenie”. Jakąś zachwyconą panią ładną pod prysznicem się wstawi itp.
Dla nabywców o ekologicznych inklinacjach sporą zachętą będzie fakt, iż można spłukiwać toaletę myjąc się. W ten sposób oszczędzamy wodę i chronimy środowisko.
Deweloper może się pochwalić proekologiczną postawą – i zaoszczędzić parę ładnych metrów na łazienkach.
Poza tym pozycja kuczna podczas wypróżniania jest bezsprzecznie zdrowsza – i pozwala uniknąć mimiki prezentowanej przez Gretę powyżej.
Sypialnia wnękowa, czyli tak zwana sypialnia skandynawska
Powiedzmy że z dużego, 30-sto metrowego apartamentu chcemy zrobić dwa przytulne mikroapartamenty na start.
Cena za metr kwadratowy idzie o 30% w górę bez kiwnięcia palcem ale to nie jest żadne odkrycie tylko standardowa praktyka.
Całe budynki się teraz stawia z takimi mieszkaniami (przepraszam – apartamentami, ciągle się zapominam).
Wyobraź sobie, drogi patodeweloperze, że powyższy patent można udoskonalić i część powierzchni podzielonego apartamentu sprzedać dwa razy.
Albo dokładniej mówiąc, cudownie pomnożyć istniejącą powierzchnię tak jak Jezus rozmnożył chleb.
Oto mój pomysł:
Dzieląc 2.5 metra wysokości mieszkania na dwa otrzymujemy dwie wnękosypialnie o wysokości 1.25 każda. Tak wiem, oczywiście górna droższa.
Sąsiadujące mieszkania będą miały wspólną, choć fizycznie rozdzieloną sypialnię.
Można zrobić ładne wizualki takiej wnęki z telewizorem na ścianie itp, z jakimiś książkami czy innymi bibelotami.
W takiej wnękosypialni można oglądać Netfliksa do ostatniej szarej komórki.
Wnękosypialnia będzie dla nich miała sens, podobnie jak cena.
Pro tip: nadać takiej sypialni jakąś nowoczesną i pozytywnie brzmiącą nazwę, np. Sypialnia Skandynawska czy cuś, że to niby najnowszy krzyk mody z Ikei.
Kiblo-zlew
Łączenie funkcji to niezwykle obiecujący kierunek patodeweloperskich oszczędności.
Kiblo-zlew wpisuje się w ten trend i pozwala zaoszczędzić metraż który trzebaby zmarnować na toaletę.
Tu także można zastosować jakąś skandynawsko brzmiącą nazwę, np. „Klöpözlèvås” czy coś w tym stylu.
Huśtawka „Deweloperska”
Jeżeli grafik-idiota umieścił na wizualkach huśtawki, to trzeba je jakoś wcisnąć. Szkoda tylko miejsca… możnaby je sprzedać za ekstra kasę jako parking.
Dzieci huśtają się odbijając się plecami od ściany – umożliwia to umieszczona z tyłu siedzenia sprężyna.
Nowoczesne deweloperskie huśtawki sprężynowe mocuje się do ściany budynku. Zajmują o połowę mniej miejsca od tradycyjnych huśtawek, więc pozwalają wygospodarować dodatkowe miejsce parkingowe!
Plac zabaw zintegrowany z parkingiem
Miejsca parkingowe rozdzielamy urządzeniami do wspinania i bujakami dla dzieci. Wąskie piaskownice umieszczamy tak, żeby ponad nimi mógł parkować samochód.
W ten sposób nie marnujemy miejsca na plac zabaw, całość dostępnego miejsca może być sprzedana jako miejsca parkingowe.
Możnaby rzec że ten pomysł to Święty Graal patodeweloperskiego zagospodarowania terenu – nawet pół metra kwadratowego nie zostaje zmarnowane na plac zabaw.
Obniżenie wysokości mieszkań
Dość oczywista sprawa – trzeba tylko przekonać władzuchnę żeby poluzowała te nieludzko wyśrubowane normy. W Polsce pomieszczenie mieszkalne musi mieć minimum 2.5 metra i tak się buduje.
Po co komu tyle powietrza nad głową? Koszykarz zawodowy pan jesteś? Dwa metry styknie.
Takie klaustrofobicznie niskie nory można reklamować jako przytulne.
Tak dziś reklamuje się mieszkania ciasne, ze skosami, nieforemnymi pokojami itp. – idealne dla karzełków czy miłośników filmów o hobbitach, można się poczuć jak Gandalf w chatce Froda.
Bez problemu można zaoszczędzić pół metra wysokości, czyli budynek czteropiętrowy będzie miał pięć pięter przy bardzo podobnych kosztach budowy, raptem jeden strop więcej.
Efektywnie 20% większa powierzchnia do sprzedania (pięc pięter plus parter zamiast czterech pięter plus parter).
Budowa w niebezpiecznej okolicy
Atrakcyjne cenowo działki patodeweloper może łatwo pozyskać także na terenach cieszących się złą sławą.
Przy pomyślnych wiatrach może on nawet wyszarpnąć jakąś kasę od państwa/UE na tzw. “rewitalizację”.
Dla wprowadzenia w rewitalizacyjny nastrój proponuję utwór poniżej:
Rewitalizacja to często nic innego jak przesiedlenie normalnych ludzi na tereny zamieszkałe przez patologię – a Ty będziesz jednym z królików doświadczalnych w tym arcyciekawym eksperymencie społecznym.
Co więcej – żeby wziąć udział, zadłużysz się na 35 lat.
Tereny takie miewają niezłą lokalizację – ich wadą jest właśnie niebezpieczne i uciążliwe sąsiedztwo.
Narkomani, złodzieje, dilerzy, menele, patologia i pewna posiadająca fatalną opinię społeczność (żarcik: na lepszą musieliby zapracować) – to właśnie będą twoi nowi sąsiedzi.
W pobliskiej szkole dzieci z powyższych środowisk będą chodzić do klasy z Twoim (zakładam że normalnym) dzieckiem.
Chyba że będziesz je wozić 20km dalej przez najbliższe 12 lat czy ile teraz szkoła + liceum trwa.
Nabywców częściowo uspokaja fakt, że ich osiedle będzie zamknięte i otoczone wysokim płotem.
I faktycznie, jak długo ty i twoje dzieci pozostajecie na terenie takiego osiedla, to raczej nikt was nie okradnie i nie napadnie.
Dodatkowo fani “The Walking Dead” będą mogli poczuć dreszczyk emocji obserwując tych wszystkich “walkersów” zza płotu.
Heroiniści często chodzą trochę jak zombie. Jak byłem małolatem mówiliśmy na nich “narciarze” bo powłóczyli nogami jakby jechali na nartach.
Jestem pewny że Twoje dzieci też sobie wymyślą na nich jakąś śmieszną nazwę.
Gorzej jak musisz skoczyć po chleb do okolicznego sklepu. Kiedy tylko zatrzaśnie się za tobą żelazna bramka strzeżonego osiedla, będziesz zdany wyłącznie na siebie. Sam na wrogim terenie gdzie rządzi prawo pięści.
Z fartem mordo.
Rezygnacja z balkonów
Serio nie jestem w stanie zrozumieć, czemu niektóre współcześnie budowane mieszkania nadal mają balkony.
Nie lepiej te balkony zabudować, powiększyć w ten sposób pokój i sprzedać ten cholerny balkon za 10 tysięcy od metra?
Niech ten balkon ma 5 mkw, to jest z 50 tysięcy leżące na ulicy.
Taki wystający pokój to ciekawy element architektoniczny. Można go nazywać wykuszem i udawać że tak już miało być.
W ogóle balkony są niebezpieczne, można wypaść niczym pisklę z gniazda. I kto wtedy spłaci resztę kredytu? Dzieci których nie masz?
Pomyśl o tym ilekroć zachce ci się balkonu ty samolubny snobie.
(Całkowita) rezygnacja z placów zabaw
Myślę że czas zerwać z fikcją tych placów zabaw dla dzieci na nowobudowanych osiedlach.
Ja dorastałem na osiedlu gdzie plac zabaw był kilkuhektarowym parkiem.
Dzisiejsze place zabaw mają wielkość kilku miejsc parkingowych. To nie ma sensu.
Wywalić to w cholerę i zrobić większy blok albo większy parking.
W prospektach napisać że w okolicy za rok ma powstać największy plac zabaw w Polsce. Czyli napisać dokładnie to samo co się standardowo pisze o komunikacji miejskiej – że planowana, że już w przyszłym roku i tym podobne farmazony.
Jak długo to nie jest w umowie to można pisać że Elon Musk będzie w okolicy budował port kosmiczny i każdy mieszkaniec dostanie po nowej Tesli (bez folii na wyświetlaczu oczywiście) żeby wozić dzieci do szkoły 20km dalej.
Realia są takie że w tych ciasnych podmiejskich klitkach i tak nie ma dość miejsca żeby mieć i wychowywać dzieci.
Ludzie mieszkający na 35-ciu metrach kwadratowych na 35-letni kredyt mają poważne powody żeby traktować antykoncepcję serio.
Jak przetrwacie przerwę w pracy mając kredyt? Na śmieciówce na której oboje jesteście? Gdzie to dziecko będzie mieć swój kąt?
Kto, czym i za co będzie je woził do prywatnego przedszkola 10km dalej? Zwłaszcza jak wam ekololodzy dowalą efektywnie drugi vat do wszystkiego, plus inne zielone zakazy i ograniczenia „dla ratowania planety”?
Nieliczne owoce wpadek (lub skrajnej nieodpowiedzialności) i tak będą się głównie gapić w ekrany bo rodzice muszą zapierdalać na kredyt.
Z miniaturowym placem zabaw czy bez, ich dzieciństwo i tak będzie do niczego. Poza tym jak dorosną i tak wyjadą zarobić na mieszkanie.
Plac zabaw jest więc zbędny.
Budowa na terenach nieatrakcyjnych (zadupiach) i zagrożonych kataklizmami
Dla ograniczenia kosztów budować należy możliwie daleko od miast, na terenach pozbawionych infrastruktury, komunikacji, sklepów, szkół, możliwie daleko od przychodni, gastronomii itp.
O tym że na jedynej wiejskiej drodze dojazdowej od 7-mej rano do południa jest wielokilometrowy korek, mieszkańcy dowiedzą się już po zapłaceniu pierwszej z 420-stu miesięcznych rat ich kredytu na 35 lat.
Tyle że takie budowanie to dzisiaj norma. Więc gdzie ta oszczędność?
Zrobić można dwie rzeczy:
Pierwsza z nich to zwiększona odległość od miasta. Trzeba budować na zadupiu zadupia.
W reklamach osiedle nazywa się od najbliższej dzielnicy miasta, nawet jak jest oddalona o 50 km.
Druga możliwość jest zarezerwowana dla odważniejszych patodeweloperów. Jest to budowa na terenach zagrożonych powodzią.
Woda to żywioł niebezpieczny, na szczęście duża część ludzi kupujących nowe mieszkania pochodzi spoza okolicy. Jest więc szansa, że nie będą oni wiedzieć że dany rejon jest zagrożony.
Dobrym wzorem do naśladowania są deweloperzy zabudowujący właśnie podwrocławskie Maślice.
W tej atrakcyjnej lokalizacji (łączącej w sobie bycie zadupiem oraz terenem gdzie już występowały powodzie) polecam apartamenty na parterze z ogródkiem, przy następnej powodzi masz miejsce parkingowe dla łódki w gratisie.
Mieszkałem we Wrocławiu w 1997-mym roku i mogę Ci powiedzieć że naprawdę dobrze jest mieć w takiej sytuacji gdzie trzymać łódkę czy ponton, bo woda wcale tak szybko nie opada a żyć jakoś trzeba.
Poza tym mając łódkę w czasie powodzi można nieźle zarobić zostając takim wodnym Uberem. Kaska przyda się na remont po zalaniu.
Przydałby ci się także generator prądu i pompa, bo jak nie będziesz na bieżąco wypompowywać wody (w zasadzie szamba, w takiej powodziowej “wodzie” jest wszystko) z mieszkania to może się zalęgnąć grzyb.
Acha, możesz nie rozumieć po co ci ten generator. Otóż w czasie powodzi odcina się prąd w danym rejonie. Generator zapewni prąd do pompy, ładowania telefonu, oświetlenia itp.
Zapytani o dwie solidne powodzie jakie miały tam miejsce w ciągu ostatnich 20-stu lat, deweloperzy nabierają wody w usta że tak powiem.
Ale ten pan nie nabiera:
https://gazetawroclawska.pl/pilczycom-i-maslicom-grozi-powodz-miasto-wie-o-tym-od-pieciu-lat/ar/c1-14716470
Rezygnacja z okien
Jednym z czynników limitujących wielkość bloków i możliwość zmniejszania mieszkań są okna.
Już teraz okna w łazienkach czy toaletach w zasadzie nie występują – więc pozbywając się okien z pozostałych pomieszczeń robimy tylko kolejny krok w tym i tak nieuchronnym kierunku.
Gdyby zrezygnować z okien całkowicie, bloki mogłyby być większe i zawierać dowolnej wielkości sekcję mieszkań bez okien.
Wtedy mieszkania z oknami byłyby sprzedawane jako “ekskluzywne” a te bez okien jako “w wysokim standardzie”. I wszyscy zadowoleni.
Część patodeweloperów próbuje radzić sobie robiąc znane z dawnych czasów “studnie” ale jest to półśrodek. Wewnątrz takiej studni mogłoby powstać wiele mieszkań całkowicie bez okien.
Mieszkaniami mogłyby się stać także piwnice, dziś marnotrawione jako tzw. “komórki lokatorskie” i sprzedawane z dużą stratą za marne 30 tyś zł (ale jak za to smakują konfitury trzymane w takiej piwnicy – wie tylko ten, kto zapłacił te 30k).
Co więcej – możnaby bez problemu budować wiele kondygnacji w dół.
Lokale bez okien byłyby przeznaczone dla osób ceniących prywatność, lubiących spokój, nocnych marków, nałogowych graczy, zboków, studentów i innych przegrywów.
Poza tym budowane dziś mieszkania i tak mają zwykle widok na inny blok i czyjeś okno w odległości paru metrów (dokładnie ośmiu metrów, zgodnie z prawem).
Serio, nic nie tracimy rezygnując z tych okien. Czasem nawet lepiej żeby ich nie było.
Rezygnacja z klatek schodowych
Wejścia do mieszkań byłyby na zewnątrz, a’la schody przeciwpożarowe w USA.
Pomysł ten jest już stosowany w Polsce
Schody nie muszą być pod dachem – umieszczanie ich tam to czyste marnotrawstwo.
Obowiązywać powinna zasada, że pod dachem nie może znajdować się żadna powierzchnia nie wliczająca się w płatny metraż.
Tak z tego wybrnęli absolutni mistrzowie świata wagi ciężkiej, patodeweloperzy Irlandzcy.
W tym miejscu nikt nie marnuje powierzchni na jakieś place zabaw. Zamiast tego mamy miejsca parkingowe. Dzieci mogą się spokojnie bawić na ulicy. Częste wypadki i bliskie spotkania z autami uczą je spostrzegawczości i wzmacniają ich charakter.
(Całkowita) rezygnacja z zieleni
Tak samo jak wyżej, ta szczątkowa zieleń to jest fikcja, zrobić większe bloki, tam gdzie się nie da zabetonować na miejsca parkingowe.
Te osiedlowe kawałki zieleni są tak zasrane że same psy się brzydzą tam srać. To jest drwina z ludzi którzy będą pracować przez resztę życia by spłacić ten swój dom.
Patoarchitektowi co to projektował kazałbym się turlać po tym zasranym trawniku tak długo aż by coś zrozumiał.
Dobra, na razie więcej pomysłów nie mam.
Bardzo bym chciał wiedzieć co by tu napisał Stanisław Bareja gdyby żył. Nie wiem tylko czy chciałby i umiał z tego żartować.
W porównaniu z tym co dzisiaj wyprawia patodeweloperka, rzeczywistość Alternatywy 4 to dla większości z nas nieosiągalny luksus.
Nasze mieszkania są mniejsze i dalej od miasta niż te z serialu. Płacimy za nie 35-letnimi kredytami oddając bankom pół zarobków życia, żeby politycy i banksterzy żyli dostatniej.
Jakoś mi się nie chce z tego śmiać.