Fit for 55 czyli Europa nakłada sankcje na samą siebie

Pamiętasz cały ten hałas o rekomendacje C40 cities? Słynną grafikę (poniżej) pokazującą ile to ubrań będzie wolno nam kupić, ile sera zjeść? Myślałeś/myślałaś pewnie że to szaleństwo i nigdy do tego nie dojdzie? Ja też.

Błąd.

Rekomendacje C40 to tylko niewielka część pakietu „Fit for 55”. Mówię tu o podobieństwach, bo to są rzecz jasna dwie rózne sprawy. Posługuję się tą grafiką bo jest bardzo znana.

W pakiecie “Gotowi na 55” (aka “Fit for 55”) realizacja zaleceń C40 to tylko drobna część całej zabawy. I nie są to jakieś “rekomendacje” tylko twarde prawo, obowiązujące wszystkich Europejczyków, w tym Polaków.

Chcąc wyrobić sobie własne zdanie poczytałem dostępną w języku polskim publikację Rady Unii Europejskiej na temat pakietu praw klimatycznych znanego jako “Gotowi na 55”.

Publikację można przeczytać tutaj, do czego zachęcam bo nie ma to jak sprawdzić u źródła i wyrobić sobie własne zdanie. Ja będąc ekosceptykiem być może niepotrzebnie panikuję i przesadzam.

Czytając zalinkowaną powyżej publikację zobaczysz, że takie strzałki da się wymalować do dosłownie każdej pozycji w „rekomendacjach” C40…

Poniżej moje wymysły które produkuję przy założeniu że choć zerkniesz na oficjalną publikację, bo jest przejrzysta i nie ma sensu żebym ją ci tu tłumaczył.

Naprawdę zrób sobie tą przysługę i to przeczytaj, bo to jest prawo którego będziesz przestrzegać przez resztę życia.

Mój wniosek z lektury tej publikacji jest prosty: Europa nakłada na samą siebie bardzo dotkliwe sankcje. A dokładniej, Europa nakłada sankcje na własnych obywateli.

To co dotychczas było ostateczną bronią przeciw bandyckim krajom typu Rosja, staje się orężem na użytek wewnętrzny.

Bo to my – szarzy ludzie – jesteśmy faktycznymi adresatami tego bezprecedensowego pakietu praw mającego zneutralizować nas klimatycznie.

Oczywiście wartościowi ludzie będą dalej jeździć, latać, mieć wakacje. To na nich spoczywa ciężar zarządania ratowaniem planety, sam chyba rozumiesz…

Próbując przeżyć, prawdopodobnie będziemy musieli żyć tak jak dzisiejsi zasuwający na rowerach ekologiczni aktywiści-weganie. To będzie jedyny dostępny dla szarego człowieka sposób przetrwania w tym systemie.

Zakazy i nakazy realizowane poprzez finansowy nacisk – dokładnie opisuję go w moim satyrycznym poście na temat zakazu sprzedaży papieru toaletowego – będzie sposobem tresury której poddani będziemy wszyscy z wyjątkiem bogatych.

Dla nas w Polsce będzie to w pewnym sensie powrót do normalności – u nas i tak zawsze była bieda.

Szczegóły tutaj. Dobra wiadomość: dla bogatych niewiele się zmieni, to są zmiany dla nas, szarej masy przeznaczonej do klimatycznej neutralizacji.

Technicznie rzecz biorąc walka ze zmianami klimatu i należący do niej pakiet “Fit for 55” to tak naprawdę po prostu nowe wyższe podatki i ograniczenia naszej swobody wyboru w dużej liczbie dziedzin.

Niejeden pomyśli że to nic nowego.

Nowość stanowi jednak cel – jest nim podporządkowanie naszego całego życia ograniczeniu emisji dwutlenku węgla.

Niech to do ciebie dobrze dotrze. Nadrzędnym celem Unii Europejskiej nie jest już bezpieczeństwo i dobrobyt Europejczyków. Celem tym jest zapobieżenie zmianom klimatu przewidywanym przez naukowe hipotezy klimatyczne.

Władze Unii Europejskiej uznały że hipotezy te, głoszące że zmiany klimatyczne doprowadzą do nieodwracalnej katastrofy, są prawdziwe.

Wobec powyższego wszyscy Europejczycy muszą wziąć udział w walce ze zmianami klimatu.

Konieczność ta jest tak paląca, że należy poświęcić nasze finansowe bezpieczeństwo i naszą gospodarkę. W tym celu funduje się tej gospodarce szokową transformację, co do której powodzenia nie mamy żadnej pewności.

“Fit for 55” to system prawny w którym my, zwykli ludzie, próbując finansowo utrzymać się na powierzchni będziemy robić to czego chcą klimatycznie motywowani prawodawcy. Albo pójdziemy na dno.

Im kto biedniejszy, tym bardziej będzie się musiał dostosować.

Szczegóły tutaj…

Można to ubierać w piękne słowa, że to polityka mająca na celu “wpłynąć na zachowania konsumentów” czy też “zachęcać” ale realia są brutalne: chodzi o totalny finansowy przymus i podporządkowanie całego naszego życia jednemu nadrzędnemu celowi.

Tylko najbogatszych będzie stać na to, żeby żyć tak jak przedtem. Dla reszty z nas nadchodzą wielkie zmiany.

Redukcja, czyli karna opłata

Czytając publikację Rady Unii Europejskiej szybko zauważymy że najczęściej wymienianym tam słowem jest “redukcja”. Chodzi o redukcję emisji dwutlenku węgla.

W redukcjach emisji mamy przejść – żeby użyć porównania z czymś co już znasz – od celów progresywnych do ambitnych. Czyli tłumacząc na język rekomendacji C40 nie pięć a trzy sztuki nowej odzieży rocznie itd.

No ale chyba sama redukcja emisji nie jest niczym złym? Nie jest, tylko że sposób na osiągnięcie tej redukcji jest zawsze ten sam: finansowa kara.

Kara ta, nakładana na niepożądane działania na każdym szczeblu produkcji skumuluje się i trafi do ciebie, ostatecznego konsumenta energii, towarów, jedzenia, mieszkań, domów, wakacji.

W myśl “Fit for 55” prawa do emisji stają się jakby drugim VAT-em doliczanym do niemal wszystkiego. Pakiet wprowadza de facto powszechny podatek klimatyczny.

Państwa – ale nie ludzie – będą startować z przydziałem kredytów zezwalających na emisje CO2. Jak wyczerpią swoje – będą musieli je dokupić. Czyli odprowadzić klimatyczny podatek.

System który dotychczas windował w górę ceny energii, ma stopniowo zostać rozciągnięte na wszystkie dziedziny naszego życia.

Efekty są proste do przewidzenia, będzie jeszcze większa drożyzna.

Przerąbane jak w Polsce

Dla Polaka najbardziej znamienna będzie zakładka “Opodatkowanie energii”. Otóż 77% unijnych emisji Co2 to właśnie energetyka.

Teraz pomyśl że my mamy energetykę opartą na węglu. A transport oparty na ropie. Z dużym prawdopodobieństwem będziemy jednym z najdroższych krajów świata jeśli chodzi o energię.

Obniży to naszą konkurencyjność jako dostawcy taniej siły roboczej którym dziś jesteśmy. Więc – żeby naszym zachodnim zleceniodawcom się to dalej opłacało – będziemy musieli zarabiać mniej.

Bo tylko biedni mogą być tani.

Możliwa jest więc cała kaskada powodujących się nawzajem klęsk i przeciwności które będą efektem podporządkowania działań Unii Europejskiej walce ze zmianą klimatu i jej hipotetycznymi następstwami.

Jak do tego doszło – nie wiem…

Polskie rządy, z wyklinającym na UE i byłym już rządem PiS na czele doskonale wiedziały o “Fit for 55”. Ratyfikowały wszystkie przepisy. Mieli prawo veta, nie użyli go. Dziś krzyczą o złej Unii która nam coś narzuca.

Unia nam nic nie narzuca, sami się zgodziliśmy bez gadania. Warto o tym pamiętać.

W czasie gdy Polska zarabiała na prawach do emisji, rządzący roztrwonili te pieniądze na socjal – czyli na kupowanie głosów.

Kasa miała iść na modernizację energetyki. Nie poszła, więc teraz będziemy w dupie.

Nie jest więc tak, że Fit for 55 zwaliło nam się na głowy z nienacka niczym zima na drogowców. Ta plaga jest całkowicie naszego autorstwa a spowodował ją sukces ideologii klimatycznych i posługujących się nimi partii politycznych.

Natomiast to jak bardzo cała ta transformacja będzie dotkliwa dla Polaków jest wynikiem zaniedbań rządzących. Odkładali oni w nieskończoność konieczne decyzje i inwestycje (albo veto, skoro są przeciw), i teraz jest już za późno.

Teraz oberwiemy podwójnie.

Czy są jakieś pozytywy?

Tak, są. Dzięki temu całemu wysiłkowi przestaniemy kupować ropę od ruskich bandytów i innych dziwnych krajów. Szczerze mówiąc to jest to dla mnie rzecz która jakoś tam osładza ten gorzki deal.

Wywołujący dziś paliwowe kryzysy szejkowie z OPEC będą nam mogli skoczyć, mówiąc kolokwialnie. Spadajcie na drzewo (czy tam na wielbłąda) patafiany.

Na pewno powietrze będzie mniej zanieczyszczone, na tyle na ile trują je spaliny. Ci dużo mniej liczni niż dzisiaj którzy będą sobie mogli pozwolić na kupno i utrzymanie samochodu będą podróżować wygodnie, bez korków.

Samochody elektryczne mają wiele zalet.

Niestety nie jestem pewien czy obłożony karnymi opłatami polski prąd robiony z węgla będzie konkurencyjny względem jeżdżenia na importowanej ropie.

Możliwe że nasz prąd ten będzie tak horrendalnie drogi, że zamiast ropy będziemy importować po prostu energię elektryczną. Czyli i tak oddamy komuś tą kasę.

Pocieszeniem jest jednak fakt że sporo ludzi będzie unikać opłat ładując auta z własnej fotowoltaiki.

Czy jest nadzieja?

Przede wszystkim zawsze można wyemigrować do krajów które są dużo lepiej przygotowane. To jest najprostsza i zarazem najbardziej racjonalna rzecz jaką może zrobić człowiek urodzony w Polsce, nawet gdyby nie było tego całego „Fit for 55”.

Tak jak ci którzy emigrowali po wejściu do Unii i uniknęli wyzysku wczesnych lat dwutysięcznych, tak emigrując dziś poniesiesz mniejsze koszty zielonej transformacji i walki z klimatem.

Mamy też mnóstwo innych powodów by się stąd wynieść – np. kryzys mieszkaniowy którego rozwiązanie za naszego życia nie jest realne.

Poza tym już teraz koszty życia w Polsce zaczynają być wyższe niż np. w Niemczech – głównie za sprawą drogich mieszkań i najmu.

Zanim Fit for 55 zrujnuje europejską gospodarkę (a uważam że tak się stanie), minie sporo czasu. Poza tym pierwsze zaczną padać te kraje, które mają najmniej rezerw i zakumulowanego bogactwa – czyli kraje Europy Wschodniej takie jak Polska.

Możliwe że w międzyczasie rządzący dziś w Europie socjaliści i zieloni poprzegrywają wybory w swoich krajach. Kiedy ceny ruszą w górę cały ten bajzel będzie się stawał coraz trudniejszy do sprzedania swoim społeczeństwom.

Szarzy ludzie głosujący na rządzących dziś w Unii mogą się w końcu zorientować że ludzie ci stawiają ich interesy na ostatnim miejscu.

Zastopowanie klimatycznych przepisów jest więc możliwe, a nawet realne. Ten okres między ustami a brzegiem pucharu to mogą być i trzy kadencje Parlamentu Europejskiego. Klimatyści musieliby wygrywać za każdym razem.

Europa Zachodnia jest niestety tak przeżarta socjalizmem że tylko solidna gospodarcza katastrofa mogłaby nimi wstrząsnąć. A katastrofy takie wynoszą niestety nurty skrajne.

Niemieckie AfD – odpowiednik naszej Konfy tylko jeszcze bardziej szurski – dobija 20% poparcia. A są to naprawdę solidni wariaci.

Czyli i tak będą rządzić szury, tylko że z prawej strony zamiast z lewej. Wybór między dżumą a cholerą.

Osobiście mam nadzieję, że w miarę jak gospodarki UE zaczną się składać przepisy “Fit for 55” będą łagodzone.

To powinien być realistyczny cel i nadzieja ludzi o umiarkowanych poglądach, że może trochę nam poluzują śrubę i dadzą trochę pożyć.

My w Europie Wschodniej byliśmy biedni od zawsze. W przeciwieństwie do zachodu nie nacieszyliśmy latami względnego dostatku, nie zgromadziliśmy bogactwa, nadwyżek, oszczędności.

Być może ferment jaki wyrzeczenia wywołają na wschodzie będzie jakimś czynnikiem hamującym wybryki europejskich elit.

Obawiając się wychodzenia krajów z Unii (i zarazem utraty kontroli nad nimi) być może spróbują uczynić cały ten pakiet bardziej strawnym.

Po prostu uznają że lepiej tą wchodnioeuropejską żabę gotować wolniej bo jeszcze wyskoczy z gara.

Na to tylko liczę.

Nie mam wątpliwości że ty, ja i inni dziś żyjący zostaniemy zmuszeni do poświęcenia dobrobytu i jakości życia dla ratowania klimatu.

I nawet nie dowiemy się czy było warto biedować, bo tego dowiedzą się dopiero przyszłe pokolenia.

Dodaj komentarz